Mortal One - 2012-02-19 21:43:11

Sioło Stare liczy kilkanaście domów krytych strzechą, stłoczonych wokół niewielkiego majdanu, bądź też - jak kto woli - bajora, w którym notorycznie grzęzną koła wozów. Na środku placu stoi kamienna studnia, zaś między chałupami biegają luzem kury, odstraszane jednak przez pieniackie psy wieśniaków, gdy tylko za bardzo zbliżą się do którejś z ich sadyb. Największy z psów, brązowy ogar, strzeże samego spichlerza wsi, napinając co i rusz żelazny łańcuch, owinięty wokół koniowiązu przy wejściu. Spichlerz jest jedynym murowanym budynkiem, ufundowanym przez Pelertynów, mających nieopodal swój klasztor. Cieszą się tu oni sporym poważaniem, często też, szczególnie w okresie dożynek i Święta Lata, przybywają na wspólne tańce.

Jednak od czasu, gdy panuje zaraza, nie świętuje się już w Siole Starym - wieśniacy boją się kontaktu z obcymi, co jest też przyczyną, dla której brak tu karczmy, a po placu nie biegają roześmiane dzieci. Trudno im się dziwić: mało kto chce przecie, by jego pielesze podzieliły los osławionej osady Berlitz, do cna wypalonej przez rządzącego nią feudała (razem ze wszystkimi mieszkańcami, tak dla pewności), gdyż była siedliskiem plagi...

Lestat - 2012-08-06 12:54:13

Do stu tysięcy diabłów rogatych, co się ze mną dzieje? Czyżby w żyłach wciąż krążyła krew chemikaliami zatruta? Jakaś nowa alchemia... Nie może być!
Jedyne co pamiętam, to ten dziwny sen. Urojenie, zwykła majaka...?
Ach, na bogów! A może - na boga? Bo tak, to z nim rozmawiałem we śnie. Prawda li to może być, że objawił się we śnie? A może wmówiłem to sobie, pod wpływem eliksirów będąc?
Psiakrew!
Pies to jebał, tak czy inaczej głos rozsądku to był. Inkwizycja to ścierwa! Niech miecz mój pozostanie ostry. Ach, jak cudownie ciąży. Jaką słodką jest świadomość posiadania narzędzia zdolnego głowy ścinać. Tak, to racja, zostawić małych, nic nie znaczących opryszków, a mściwy wzrok w stronę inkwizycyjnej hydry obrócić!
Ach, bredzę.
Zawierzyć Mu swe życie? Zaufać? Nagroda? Niewiasta co bóle ukoi?
Cóż mam do stracenia?
Coś strasznego się wydarzy...
Tak, jestem Odszczepieńcem!
Ach, lecz teraz na chwili obecnej skupić się trzeba. Cóż to za wieś, w cieniu inkwizycji schowana?

Eliasz - 2012-08-06 14:34:37

Ból głowy był pierwszą rzeczą, jaką sobie uświadomiłeś, wyrwany z przedziwnego i niepokojącego snu. Drugą, był dźwięk, jaki wydawały miarowo uderzające o podłoże kopyta konia. Trzecią był księżyc, który nie zasłonięty żadną, nawet najmniejszą chmurą, rozświetlał okolicę. Jak się okazało, bardzo... nieciekawą okolicę.
Sioło Stare. Spodziewałeś się jednak czegoś ciekawszego, niż kilku drewnianych domów i psów, pilnujących dobytku swoich właścicieli. Dobytku, znaczy się: kur i świń, ewentualnie - dzieci. Była to, bez cienia wątpliwości, jedna z biedniejszych wsi, jakie kiedykolwiek zdarzyło Ci się widzieć.

Lestat - 2012-08-06 14:51:16

Głowa mi chyba zaraz pęknie. Powoli, koniku, powoli.
Ponurym wzrokiem obrzuciłem okolicę rozświetloną mdłym blaskiem miesiąca. Zwykła, zabita dechami dziura. Choć może biedniejsza jeszcze od tych wcześniej mijanych.
Jechałem powoli, koń leniwie stąpał z nogi na nogę. Na głowę narzuciłem kaptur, chroniący przed blaskiem księżyca. Mimo bólu tępo pulsującego w mej czaszce, uważnie obserwowałem otoczenie. Cały czas podświadomie rozpamiętywałem sen.
Machinalnie, bez udziału woli spojrzałem w stronę znajdującego się nieopodal klasztora, przypominającego o nieustannej obecności Inkwizycji.
Niech to czort! Środek nocy, mrok, księżyc i pusta wiocha. Co zamierzasz ze sobą zrobić...?

Eliasz - 2012-08-06 15:22:36

Środek nocy, mrok i... zesztywniałe mięśnie karku. Spanie w czasie jazdy na koniu nie było dobrym pomysłem. Dopiero teraz naprawdę potrzebujesz miękkiego łoża... i czegoś do jedzenia, o czym Twój brzuch bardzo chętnie Ci przypomniał głośnym warkotem. Chociaż z drugiej strony, sam nie jesteś pewien, co jest gorsze. Zmęczenie i głód, czy niemożliwa do zniesienia nuda.

Poprzedzone dźwiękiem napinanego łańcucha, głośne szczekanie psa wytrąciło twojego konia na krótką chwilę z równowagi. Chyba lepiej nie podróżować po wiosce w nocy, mieszkańcy mogą nie być zbyt przyjaźni, szczególnie, jeżeli będą wyrwani ze snu...

Lestat - 2012-08-06 15:31:53

We wiosce, jak się wydawało, nie było karczmy. A zmęczenie i głód wykręcający trzewia coraz bardziej dawały się we znaki. Ach, psia jucha, parszywa dziura bez karczmy!
A to co za pokraka?
Spojrzałem nieprzyjaznym wzrokiem na ujadającego kundla. Nie lubiłem psów, zbyt często byłem nimi szczuty w dzieciństwie. Ręka machinalnie powędrowała w stronę zimnej rękojeści miecza. Lecz nie, opanowałem odruch.
Zeskoczyłem z wierzchowca i chwyciłem go za uzdę. Chcąc nie chcąc, rozejrzałem się za potencjalnym noclegiem. Tyle że takowego nie było ani widu ani słychu. Splunąłem niezadowolony na ziemię.
Co tu robić.
Powoli ruszyłem do przodu, prowadząc konia za uzdę. W dzieciństwie wielokroć zdarzało mi się spędzać noce głodnym i zmarzniętym, bez dachu nad głową. Teraz jednak nie bardzo mi się to widziało. Koń zarżał głośno, niezadowolony wcześniejszym spotkaniem ze wściekłym kundlem. Nie mając wielkiego wyboru, skierowałem się ku najsolidniej wyglądającej chacie, by poszukać tam choćby noclegu. Przeczuwając niezbyt miłe powitanie rozbudzonego gospodarza, zapukałem pięścią w drzwi.

Eliasz - 2012-08-06 17:09:11

Idąc wioską, nie opuszczało Cię wrażenie, że jesteś w miejscu, które... umarło. Była noc, to oczywiste, ale atmosfera była niesamowicie surowa.
Dom, który wydawał się najsolidniejszy, czyli: jako jedyny był zbudowany z kamienia, nie wyglądał zbyt przytulnie. Nie miał okien, drzwi za to były dość duże... dość szybko doszedłeś do wniosku, że dom ten ci się nie podoba i nie chcesz tam spać. Brązowy, ogromny pies pilnował tych wrót. Zdecydowanie wolałeś nie sprawdzać, czy pozwoli Ci do nich zapukać.
W końcu, postanowiłeś poszukać innego miejsca na nocleg. Kątem oka dostrzegłeś ruch w jednym z domostw. Firanka, a w zasadzie jej strzępy, poruszyły się, kiedy ktoś gwałtownie odskoczył od okna.
Słabe, drewniane drzwi chałupy zdawały się ledwo trzymać. Zapukałeś. Po chwili usłyszałeś kroki po drugiej stronie. Drzwi lekko uchyliły się.
- Kto... kto tam? - dotarł do Ciebie głos dziecka, na Twoje ucho około dziewięcioletniego - Kim jesteś?

Lestat - 2012-08-06 17:22:31

Bywałem już w podobnych miejscach. Ba, sam doprowadzałem do ich upadku. Ale nie, to już przeszłość, mrok, który nie wróci.
Atmosfera tego miejsca sprawiła, że po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz. Nie, nie strach. Bardziej złe przeczucie. Świadomość czającego się w mroku zła, którego zimne macki pełzną w moim kierunku. Otrząsnąłem się.
Na moje pukanie odpowiedział dziecięcy głos. Tego się nie spodziewałem.
- Przyjacielem - odpowiedziałem łagodnie, nie chcąc przestraszyć dziecka. Nie wiem dlaczego, ale mam słabość dla tych małych stworzeń. - Szukam noclegu - rzekłem, choć przeczuwałem, że nie będzie to zwykła noc. Że coś tu się stało? Zaraza może? Czort wie.

Eliasz - 2012-08-06 17:47:15

- Przyjacielem? Jesteś przyjacielem mamy? Na pewno wiesz jak jej pomóc, proszę, pomóż mamie!
Drzwi otwarły się, a Twoim oczom ukazał się mały chłopiec. W ręku trzymał święcę, której mały płomień rozświetlał lekko pomieszczenie. Drugą dłonią łapał cię za rękaw płaszcza. Była chuda, dzieciak nie jadł odpowiednio od długiego czasu.
- Mama od wczoraj źle się czuje, pomożesz mamie? Śpi w pokoju!...
Zdecydowanie nie spodziewałeś się takiego obrotu zdarzeń. Wnętrze domu było bardzo ubogie. Meble były drewniane i wysłużone, niektóre ledwo trzymały się w jednym kawałku. Chłopiec, ciągnąc cię za rękaw, zaprowadził do pomieszczenia, na którego środku stało wielkie, dwuosobowe łóżko. Leżała w nim kobieta.
I co teraz powinieneś zrobić?

Lestat - 2012-08-06 17:59:28

Zanim dobrze zdążyłem zorientować się w sytuacji, już stałem w ubogiej izbie, której centralną część zajmowało słusznych rozmiarów łoże. Spojrzałem na leżącą w nim kobietę, a następnie na chłopca. Był wychudzony, marnie wyglądało biedaczysko. Chora matka i zagłodzony dzieciak - coraz więcej takich obrazów można dzisiaj spotkać, psia mać.
Z drugiej strony, czort wie dlaczego, coś mi tu śmierdziało. I nie chodziło o to, że ktoś zbyt długo nie korzystał z łaźni. Nie mogłem otrząsnąć się z zimnej nieufności, która mnie oblepiła. I choć może była bezpodstawna, to zbyt wiele widziałem już nieprawości i podstępów, by zrezygnować z czujności.
- Co się stało? - zapytałem chłopca chrapliwym głosem, nie zbliżając się do łoża.

Eliasz - 2012-08-06 18:55:16

- Nie wiem... mama już wczoraj źle się czuła, a dzisiaj śpi od południa... Martwię się o nią. A co jeżeli to zaraza? Nie chcę, żeby spalili mamę, pomóż jej!
Teraz wszystko stało się dla ciebie jasne: dzieciak nie mógł szukać pomocy u sąsiadów, którzy zapewne są niewykształceni, w strachu przed zarazą po prostu by spalili kobietę żywcem, a może nawet nie tylko ją... Naiwnością było to, że dzieciak cię wpuścił do domu, wierząc na słowo, że jesteś przyjacielem. Ale też sporo szczęścia, że nie był to ktoś inny niż ty.

Lestat - 2012-08-06 19:06:02

Ach zaraza! Niezbyt uśmiechało mi bawienie się w cyrulika, ale cóż począć. W głowie wciąż szumiał głos ze snu - czyń dobro.
Zrobiłem krok w stronę łoża. Słowa dzieciaka nie dały mi rozeznania w sytuacji. Znałem się na eliksirach i alchemii (choć wiedzy tej używałem raczej w bardziej destruktywnych celach), ale potrzebowałem więcej detali.
- Cóż wam dolega? - zapytałem niewiasty, czujnie jej się przyglądając.

Eliasz - 2012-08-06 19:39:40

Odzywanie się do niewiasty nie miało większego sensu. Spała jak zabita. Z tą małą różnicą, ze martwi ludzie nie oddychają... przynajmniej na ogół nie oddychają.
- Mama narzekała, ze strasznie ją bolała głowa... i słabo jej było.
Dziecko się zbliżyło do łóżka. Światło świeczki sięgnęło twarzy matki. Wtedy coś przykuło Twoją uwagę. Na jej szyi, w okolicy obojczyka znajdowała się wysypka... chyba powinieneś się temu przyjrzeć bliżej.

Lestat - 2012-08-06 19:50:31

Sytuacja, w której się znalazłem bardzo mi się nie podobała. Żyjemy w czasach, w których nadmierna ufność może okazać się zgubna. I choć wszelkie oznaki wskazywały na to, że to ten mały szkrab zaufał mi, to jak mówi stara mądrość ludowa - pozory mylą.
- Przynieś ceber z wodą - rozkazałem chudemu wyrostkowi. Mój chrapliwy głos wydał mi się jeszcze bardziej nieprzyjemny niż zazwyczaj. Wiele razy słyszałem od kmiotków, że mówię niczym pomiot diabelski.
Moja dłoń powędrowała pod płaszcz, gdzie skrywałem miecz. Tak na wszelki wypadek. Jak mówią - strzeżonego Pan Bóg strzeże (choć na samo wspomnienie o Nim, zwykłem wybuchać pustym śmiechem).
Miałem zamiar przyjrzeć się kobiecie uważniej, gdy zostanę sam w izbie.

Eliasz - 2012-08-06 23:39:37

- Tak, zaraz przyniosę!
Dzieciak pobiegł do sąsiedniego pokoju, a po chwili wyszedł z domu. Zapewne musiał iść po wodę do studni... tak czy siak, niesamowicie przemyślanym i misternie wykonanym podstępem, zostałeś w domu sam.
Miecz cały czas był tam, gdzie go zostawiłeś, czyli przy pasie, w pochwie.

Lekko odchyliłeś koszulę, w którą kobieta była ubrana i od razu dostrzegłeś charakterystyczną, fioletową wysypkę. Na szczęście (przynajmniej dla niej) nie była to zaraza, a zwykła... trucizna.

Rhamnus Frangula, z korzeni tej rośliny powstaje trucizna, która zabija człowieka bardzo powoli, bezboleśnie i skutecznie. Człowiek kompletnie traci siły, zapada w głęboki, nieprzerwany sen i umiera w spokoju. Jedyną jej wadą jest to, że łatwo ją zidentyfikować, po pojawiającej się na ciele fioletowej wysypce. Stąd nazwa trucizny - Fioletowy Sen.

Trucizna słaba, bardzo łatwa w wyplenieniu z organizmu, jeżeli ma się odpowiednie zioła. Wywar z pędów Achillea Millefolium i Rubus Idaeus powinny pomóc. Tylko trzeba je najpierw mieć...

Lestat - 2012-08-07 10:57:23

Psia mać!
Trucizna. Więc jednak przeczucie mnie nie omyliło. Coś tu się działo. Nie przypuszczałem, by jakaś wsiowa powsinoga potrafiła sporządzić miksturę uśmiercającą.
Na myśl nasuwało mi się jedno pytanie.
Dlaczego ktoś zdecydował się otruć wieśniaczkę?
Nie chciała się chędożyć? Naraziła się jakiemuś kmiotkowi? Nie, prędzej skończyłaby zgwałcona kilka staj od wioski niż z trucizną w żyłach.
Spojrzałem do swych ziołowych zapasów, choć wiedziałem że nie znajdę tam potrzebnej odtrutki. Na szczęście otrutej, rośliny potrzebne do sporządzenia odtrutki nie były trudne do znalezienia. Przynajmniej nie w dzień...
Poczekałem na chłopca, by poinstruować go, że potrzebny będzie mi tysiąclist zwany też złocieniem bąddź żeniszkiem krwawnikiem oraz kawałek jeżynowego krzaczka.

Eliasz - 2012-08-07 15:12:45

Rzeczywiście, w twoich zapasach nie znalazłeś potrzebnych roślin. Nigdy wcześnie nie sądziłeś, że Twoja wiedza przyda się do ratowania czyjegoś życia, zazwyczaj używałeś jej do zabijania, dlatego odtrutki nie były Ci zupełnie potrzebne.

Nie mniej jednak: skąd wzięła się trucizna w jej żyłach? To, rzeczywiście, nie miało najmniejszego sensu. Kto miałby chcieć otruć zwykłą, mieszkającą na wsi kobietę. Czyżby naprawdę stało za tym coś jeszcze? Chyba zaczynała cię zżerać ciekawość.

- Przyniosłem wodę! - chłopiec wbiegł do domu, niemalże potykając się o własne nogi - Woda pomoże mamie?

Lestat - 2012-08-07 16:04:12

O co w tym wszystkim chodzi?
Odwróciłem wzrok od łoża i spojrzałem ponuro na chłopca. Niepodobnym by było, aby dzieciak coś wiedział. Z drugiej strony, głupcem bym był, gdybym nie spróbował się dowiedzieć.
- Powiedz no mi, bratku - mruknąłem. - Czy matula miała jakieś kłopoty?
Zrobiłem krok w jego kierunku.
- Zastanów się dobrze - powiedziałem. - Od tego zależy czy będę w stanie jej pomóc?

Eliasz - 2012-08-07 17:40:58

- Nie wiem... mama nie była zła, więc nie miała żadnych kłopotów.
Dzieciak usiadł na łóżku, stawiając pełne wody wiadro tuż obok.
- Mama była zielarką, często chodziła do lasu po zioła i pomagała ludziom.
Sytuacja z chwili na chwilę zdawała się być coraz bardziej bezsensowna. Jednak teraz najważniejsze było zdrowie tej kobiety. Jest stan nie był krytyczny, ale jeżeli pomoc nie nadejdzie szybko...

Lestat - 2012-08-07 17:49:57

Pomaganie ludziom nie wszystkim się podoba. Zabawa w zielarstwo też nie.
Spojrzałem jeszcze raz ponuro na chorą, a potem na wyrostka.
- Musisz jeszcze coś zrobić - powiedziałem powoli. - Żeby uleczyć matulę, potrzebuję tysiąclist zwany też złocieniem bąddź żeniszkiem krwawnikiem oraz kawałek jeżynowego krzaczka - wytłumaczyłem chłopcu. - Na pewno wiesz jak wyglądają. Myślę, że powinieneś je znaleźć gdzieś w chaszczach za chałupą.
Sam w tym czasie zamierzałem zagrzać wodę na palenisku.

Eliasz - 2012-08-07 18:06:29

- Ale ja nie znam tej pierwszej rośliny... ale jeżynowego krzaczka mogę przynieść! A i mama może mieć coś w swoich zapasach. W kuchni, w szafce powinny leżeć jej torby.
Chłopiec ruszył do drzwi, które trzaskiem oznajmiły jego wyjście.

Kiedy woda się już grzała, miałeś chwilę na zerknięcie do szafki na zioła kobiety. Oby miała tam trochę krwawnika. Twój sztywny kark nie miał najmniejszej ochoty na bieganie po lesie, schylanie się i zbieranie ziółek. A może sytuacja się rozjaśni, kiedy trochę przeszukasz dom?

Lestat - 2012-08-07 18:20:41

Stłumiłem westchnięcie i potarłem kark. Coś mi mówiło, że nie tak prędko przyjdzie mi zażyć wywczasu.
Przeszedłem z izby do kuchni, gdzie miały być rzeczone torby z ziołami. Przy okazji, postanowiłem rozejrzeć się po chałupie. Może wtedy sytuacja się wyklaruje. No i może znajdę choć odrobinę strawy. Trucizna trucizną a odtrutka odtrutką, ale człek musi jeść, czyż nie?

Eliasz - 2012-08-07 18:43:42

Przeszukanie mieszkania niewiele Ci dało. Było to zwykłe mieszkanie niezbyt zamożnej kobiety z dzieckiem. Meble były wysłużone, niektórych nie byłoby sensu nawet naprawiać. Podobnie rzecz się miała do całego domu.
Jedzenia też nie znalazłeś, może poza paroma kawałkami lekko czerstwawego chleba.

Twoje oczy otworzyły się jednak szeroko, kiedy zajrzałeś do szafki na zioła kobiety, zaś w Twojej głowie rozbrzmiało pytanie "kim ona jest?!"

Dawno nie widziałeś tak dobrze zaopatrzonego zestawu ziół i komponentów, mało tego: także komponentów trucizn. Niemniej jednak, zamiast rozjaśnić sytuację, tylko dodało to kolejne pytania do zestawu. Już nie mówiąc o tym, że robiło się coraz ciekawiej...

Lestat - 2012-08-07 18:58:25

Naprędce obejrzał wnętrze chałupy, żując w ustach piętkę czerstwego chleba. Chałupa jak wszędzie. Bieda aż piszczało. Parszywe czasy, a jeśli wierzyć przesłankom, nadchodziły jeszcze bardziej parszywe.
W końcu dobrałem się do składziku ziół.
Niech to wszyscy czarci! Taki skład w wiejskiej chałupie. Ach i trucizny...  Wilcza jagoda, szczwał, wilcze łyko. Wystarczyłoby do wytrucia całej tej dziury. Szybko zabrałem się za szukanie krwawnika, a przy okazji uzupełniłem swój zapasik. Nie żebym wiele potrzebował, ale tutaj wszystkiego było aż nadto, a nie wiadomo kiedy będę miał następną okazję na uzupełnienie swej sakwy.

Eliasz - 2012-08-07 19:10:00

Znalezienie krwawnika nie zabrało wiele czasu. Zanim jednak zdążyłeś się zabrać za uzupełnianie własnych zapasów, drzwi domu otworzyły się.
- Przyniooosłem!
Dzieciak wbiegł do kuchni i podał Ci potrzebne składniki.
- Czy teraz mama wyzdrowieje?
Woda zagotowała się na palenisku.

Lestat - 2012-08-07 19:26:05

Bez słowa zabrałem od chłopca niezbędny komponent odtrutki i udałem się do izby z łożem. Przykucnąłem przy gotującej się wodzie i zabrałem się za przyrządzenie wywaru. Wyszeptałem formułę wyuczoną w czasie nauk alchemicznych, po czym odwróciłem głowę w stronę wyrostka.
- Odwiedzał was ktoś w domostwie? Może matula miała jakiś szczególnych znajomków? - zapytałem. Sam nie wiedziałem do końca dlaczego, ale zależało mi na rozwikłaniu tej dziwnej sprawy.
- A może spotykała kogoś poza domem?

Eliasz - 2012-08-07 19:34:44

Przystąpiłeś do tworzenia odtrutki. W zasadzie nic trudnego, chociaż świadomość, że pierwszy raz w życiu robisz odtrutkę, a nie truciznę... ciekawe doświadczenie. Szczególnie, że zupełnie nowe.
- Ludzie przychodzili i prosili mamę o lekarstwa. Czasami wychodziła do innych domów, żeby tam kogoś leczyć. No i chodziła często do lasu po niektóre składniki, ale to rzadko, bo większość roślin mama hoduje w ogródku.
Dzieciak podszedł do Ciebie i zaczął zaglądać w garnek z zaciekawieniem.
- Też umiesz leczyć ludzi?

Lestat - 2012-08-07 19:48:27

Jady, trucizny, eliksiry odurzające, śmiertelne mikstury do smarowania klingi, to sporządzałem częściej. A teraz - odtrutka. Lekarstwo. Eliksir zdrowotny, służący przywracaniu życia, nie odbieraniu. Ciekawy obrót spraw. Ironia losu, jak mówią uczeni.
Głos dzieciaka wyrwał mnie z ponurego zamyślenia. Czy umiem leczyć ludzi, dobre sobie.
- Nie wiem - burknąłem.
Po kilku chwilach wywar był gotowy. Postawiłem garnek obok łoża i zamieszałem drewnianą łyżką, żeby trochę wystudzić.
- Wioska wydaje się wyludniona - zagadnąłem jeszcze chłopaka.

Eliasz - 2012-08-07 20:06:25

- Wyludniona?... Może troszkę. Przedwczoraj kolejną rodzinę wypędzili, bo byli chorzy. Mieli zarazę. Pewnie jutro spalą ich dom. I tak mieli szczęście, bo jakoś tak tydzień temu spalili dom z rodziną w środku, bo bali się choroby.
Wywar, w miarę jak stygnął nabierał odpowiedniej barwy. Przynajmniej tobie się tak wydawało, w sumie robiłeś to pierwszy raz w życiu.
- Szkoda, bo lubiłem bawić się z ich synem. I mieli ładnego psa.

Psa? Pies.

Pies? Zwierze.

Zwierze?... Koń?... W tym momencie poczułeś się, jakby uderzono Cię obuchem w łeb. Zdaje się, że ktoś zapomniał przywiązać swojego konia do... do czegokolwiek.

Lestat - 2012-08-07 20:32:48

- Zaraza - zakląłem i zerwałem się na równe nogi. Jak mogłem być tak głupi. Jak nic, musiałem wciąż być odurzony tym dziwnym snem oraz zmęczeniem, gdy wchodziłem do chałupy.
- Jak ostygnie, napój tym rodzicielkę - rzuciłem jeszcze do chłopaka i wybiegłem z domu.

Eliasz - 2012-08-07 21:26:16

- Dobrze.
Wybiegłeś z domu.

Ku twojemu ogromnemu niezadowoleniu, po koniu nie zostało nic. No, może poza śladami kopyt. To nie był dobry dzień. Rozejrzałeś się, ale nie widziałeś kompletnie nic pomocnego. Panująca noc nie była twoim sprzymierzeńcem. W najgorszym wypadku będziesz musiał pogodzić się ze stratą.

Lestat - 2012-08-07 21:47:49

Moją twarz wykrzywił brzydki grymas. Zmęłłszy przekleństwo cisnące się na usta, ukucnąłem i spojrzałem na ślady kopyt. Na całe szczęście, chłodne powietrze otrzeźwiło mnie i przywróciło zimną krew.
Konia musiało coś spłoszyć. Albo ktoś ukraść. Raczej wątpliwe, by sam sobie poszedł.
Podniosłem się i ruszyłem za śladami. Może warto choć spróbować odzyskać wierzchowca...

Eliasz - 2012-08-07 22:39:17

Ruszyłeś wzdłuż śladów kopyt. Ślady te zdawały się jednak iść wzdłuż główniej ulicy, która prowadziła do traktu, którym tutaj przybyłeś. Najwidoczniej koń nie wystraszył się nikogo, został po prostu ukradziony.

Pech nie zdawał się cię nie opuszczać...

Lestat - 2012-08-07 22:55:22

Zgrzytnąłem zębami. Może nie było to do końca rozsądne, ale postanowiłem spróbować iść po śladach jeszcze choć parę kroków. Utrata wierzchowca była bardzo bolesną sprawą.
Prawą dłoń położyłem na zimnej rękojeści miecza.
Z drugiej strony, przynajmniej miałem świadomość, że nie była to wina nie uwiązania konia...

Eliasz - 2012-08-08 13:02:49

Przeszedłeś jeszcze parę kroków. Niewiele to dało. Tylko upewniłeś się, że złodziej uciekł tą samą drogą, którą ty przybyłeś. Mógłbyś próbować go dorwać, niemniej jednak musiałbyś mieć konia, którego właśnie straciłeś...

Będziesz zmuszony odrzucić swoje wygody i zacząć używać nóg. Przynajmniej do czasu, kiedy odzyskasz wierzchowca, albo zdobędziesz nowego.

Lestat - 2012-08-16 11:59:05

W myślach przywoływałem imiona wszystkich znanych i nieznanych demonów. Czyniąc dobrze, traciłem wiernego wierzchowca. Z trudem opanowałem chęć rozprucia najbliższej żywej istoty i rozciągnięcia flaków po majdanie. Jak powiadali kiedyś kmiotkowie, od mej miny musiało mleko kisnąć.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie wokół siebie, po czym zawróciłem. Nie szczędząc sił, szparkim krokiem ruszyłem w stronę domostwa. W drodze, powoli wracała chłodna głowa, choć złość niczym chochlik nie dawała spokoju. Nareszcie dotarłem do chałupy, a me myśli skierowały się w stronę wyrostka i tajemniczej niewiasty z niesamowitym zapasem ziół i składników alchemicznych. Ach, dni kilka i cóż mógłbym ja przyrządzić z takim zapasem.

Eliasz - 2012-08-16 14:05:42

Ochłonąłeś zanim dotarłeś do domostwa. No tak, jedyną osobą, którą mogłeś winić, byłeś tylko i wyłącznie Ty. Nawet nie przywiązałeś konia, o należytej opiece nie wspominając. A wieś biedna, każdy by się skusił... tym bardziej, że za tego konia mógłbyś kupić co najmniej dwie takie wsie.

Kiedy wszedłeś do środka, dzieciak próbował dobudzić swoją matkę i wlać w nią leczący płyn. Ta jednak tylko wyjękiwała jakieś niezrozumiałe frazy, nie będąc w stanie nawet usiedzieć. To objawy charakterystyczne dla ostatniego stadium działania trucizny, które powinno nastąpić dopiero po dwóch dniach od zakażenia... czyżby kobieta była na tyle silna, żeby wytrzymać cały dzień z tym cholerstwem we krwi? Nie powinna być w stanie się poruszać już po kilku godzinach działania.

Ostatnie stadium... co, jeżeli odtrutka nie zadziała wystarczająco szybko?

Lestat - 2012-08-16 16:39:50

Z ponurą miną podszedłem do łoża i bez zbędnych ceregieli wziąłem z rąk podrostka odtrutkę. Zmarudziłem zbyt dużo czasu w rozpaczliwej próbie odzyskania wierzchowca. Czasu, który lepiej byłbym wykorzystał zostając na miejscu. Przynajmniej lepiej dla niewiasty zalegającej siennik.
- Odsuń się - charknąłem w stronę dzieciaka, a sam mocno podparłem ramieniem plecy niewiasty. Dłonią ucapiłem jej kark, by nie się nie ruszała i przemocą wlałem leczniczy płyn do gardzieli.

Nie bawiąc się w dworności i inne błazeństwa, pomasowałem przełyk zielarki, by zmusić ją do połknięcia płynu.
Przez głowę przebiegła mi ponura myśl, że odtrutka może nie zadziałać. Cóż, zrobiłem co w mej mocy. Mój wzrok padł na przestraszonego podrostka. Nie pierwszy i nie ostatni co wychowa się bądź zdechnie w rynsztoku.
Choć szkoda go.

Eliasz - 2012-08-16 17:29:12

Kobieta rzucała się dłuższą chwilę, zanim pozwoliła sobie pomóc, i odtrutka spłynęła przełykiem w dół, do żołądka. Dziecko, z przerażeniem w oczach patrzyło na opadającą na łoże matkę. Przykryło ją cienkim, starym kocem i położyło się obok, wtulając w rodzicielkę.
- Ona teraz wyzdrowieje, prawda?

Teraz nie mogłeś nic więcej zrobić. Wszystko w rękach jej organizmu i... opatrzności. Wszechwiedzącego? Może to nie przypadek, że trafiłeś akurat tutaj. Może wizja, jaka cię nawiedziła w nocy, nie była kolejnym snem?

Ty zaś poczułeś niesamowite zmęczenie, które w połączeniu z niesamowitym głodem dawało niesamowity efekt kompletnego wycieńczenia. Jeżeli zaraz sam się nie położysz spać, to bardzo możliwe, że Twój własny organizm Cię do tego zmusi.

Lestat - 2012-08-17 11:31:13

Zaiste parszywy to był dzień.
Ponuro rozważałem swoją sytuację, z marsową miną przyglądając się chudemu chłopcu tulącemu niewiastę.
- Módl się do Wszechwiedzącego, czy w kogo nauczono cię wierzyć - powiedziałem ochryple. Nie wiedziałem czy odtrutka pomoże. Rozsądek podpowiadał, że powinna. Z drugiej strony, do leczenia nie byłem przyzwyczajon. Czy nie omyliłem się w proporcjach tajemnej mikstury?

Potrząsnąłem głową, odpędzając mroczne myśli. Frasunek i zmęczenie dawały o sobie znać w bardzo nieprzyjemny sposób.
- Niech matula odpocznie - powiedziałem do podrostka, po czym naprędce wynalazłem jakieś miejsce do spoczynku. Ułożyłem się możliwie jak najwygodniej z mieczem w zasięgu ręki, a sztyletem w cholewie buta. Trzeba mi było wywczasu.

Eliasz - 2012-08-17 16:46:44

Zanim opuściłeś pomieszczenie, dziecko już zasnęło. Kiedy tak leżało wtulone we własną matkę, poczułeś przytłaczające poczucie bezradności. Co, jeżeli niewiasta umrze? Przecież nie zostawisz dzieciaka samego... ale też nie będziesz się nim zajmował. Nadzieja, jak zwykle, umiera ostatnia.

Poszukiwania wygodnego miejsca do spania zakończyły się połowicznym sukcesem. Połowicznym, bo stary, zniszczony siennik i dziurawy koc miały niewiele z wygodą wspólnego. Jednak nie miałeś zbyt dużego wyboru...
Tym bardziej, że sen sam w sobie był teraz dla ciebie nie lada luksusem.
Morfeusz dość szybko cię nawiedził...


Siedzący przy prostym biurku mężczyzna potarł skronie i odgarnął z czoła kosmyki kruczoczarnych włosów. Choć oczy miał zamknięte, chwycił zręcznie coś, co służyło mu zapewne do pisania, i zaczął zaciekle notować, mrucząc pod nosem:

- Dwóch kupców… Tiarrim… tak, przekażę im. Czekaj… jaki znowu transport? A, tak. Bądź przy Złotniczej, gdy zabiją pierwsze dzwony… – Po chwili odrzucił to podłużne coś, co zostawiało niebieskie ślady na dziwnej, białej powierzchni (czyżby był to jakiś inny rodzaj pergaminu? – przemknęło Ci przez myśl), uchylił powieki i westchnął:

- Otwarte!

Do izby, w której się znajdował, weszła niewysoka, długowłosa postać w dziwnym, kolorowym ubraniu: czymś jakby koszuli, tyle że obciętej w okolicach ramion, i zielonej sukni, która sięgała jej zaledwie do kolan. Po głosie łatwo było jednak poznać, że to niewiasta:

- Marcus. Prosiłam cię o coś. Czujesz? To już trzeci przypalony obiad w tym tygodniu.

Gdy mężczyzna gwałtownie się obrócił, położyła mu ręce na ramionach:

- I nie, nie mów proszę, że to znowu praca. Ja dobrze widzę, co się dzieje. I musimy wreszcie poważnie porozmawiać… - głos niewiasty stwardniał.

- Jakoś nie mam pomysłu, o czym. Może mnie oświecisz?... – rzucił mężczyzna jakby od niechcenia, choć na jego twarzy wystąpiły nerwowe zmarszczki.

Teraz to ona westchnęła:

- Proszę. Nie udawaj, że nic się nie dzieje! Marcus… ja ciebie w ogóle nie poznaję. Cały czas siedzisz tylko w tym swoim biurze… unikasz ludzi… zaniedbujesz dom… pracę… mnie! Tak nie może dłużej być! Proszę, i co masz na swoje wytłumaczenie? Swoich zmyślonych przyjaciół?! – Białogłowa ze łzami w oczach odsunęła się od niego. Teraz już krzyczała: - Powiedz, co się z tobą dzieje?! Przerażasz mnie… miałeś napisać książkę. A teraz ta książka ożyła ci w głowie…

- Wendy, ja… ty już chyba nie wiesz, co mówisz.

- Ja?! Ja nie wiem?! To ty nie wiesz, co ty w ogóle robisz! A niszczysz nam życie, Marcus! Rozumiesz?! NAM! Jeśli chcesz niszczyć je sobie, proszę bardzo. Tam są drzwi. Mnie już powoli przestają interesować TWOJE problemy! Tylko zrozum… zrozum, że przez ciebie cierpi ktoś inny.

- Wendy, posłuchaj się…

- Ty siebie posłuchaj! Jak tak dalej pójdzie… to dwie ulice dalej mamy szpital psychiatryczny… proszę… nie zmuszaj mnie, żebym tam zadzwoniła – powiedziała niewiasta ze łzami w oczach.

- Ty nic nie rozumiesz! – teraz podniósł głos mężczyzna. – Nie rozumiesz, że oni żyją… żyją w mojej głowie. Wiem, wiem, wiem! To brzmi jak słowa wariata! Ale zrozum! Ja nie mogę ich zostawić! Tam są miliony! Rozumiesz? MILIONY!

Tego było już chyba za wiele:

- Wyjdź. Po prostu: wyjdź. – Białogłowa stanęła przy drzwiach, na twarz zakładając chłodną, pozbawioną uczuć maskę.

- Chyba o czymś zapominasz… to moje biuro.

- Wyjdź! Albo ja naprawdę tam zadzwonię! Proszę, nie zmuszaj mnie do tego!

- Wendy!

- Nie! Dosyć tych tłumaczeń! Po prostu wyjdź!

Mężczyzna westchnął, wstał powoli i mijając kobietę bez słowa, opuścił izbę. Ta rozejrzała się po jej wnętrzu, po czym usiadła na przykrytej dywanem podłodze. Ręce schowała w dłoniach. Płakała.

Zapadła ciemność. Taka, jak w pierwszym objawieniu Wszechwiedzącego. Ciemność gęsta, nieprzebrana… a zarazem – niemal namacalna. Aż rozerwał ją potężny (i znajomy) głos:

- Stało się. Nie chcą mnie już na mojej ziemi. Jestem tam inny. Psychol… tak mnie nazywają. Nie cieszy mnie to. Tym bardziej, że będę musiał zdecydować. Zdecydować: mój albo twój świat. Nie wiem, co wybrać. Mam chaos w głowie. I obawiam się, że chaos zagości również w Allandornie… Nadchodzi trudny czas, czas zła i prześladowań. Setki będą cierpieć, miliony – zadawać cierpienie. Nie… nie… chaos już się zaczął. Burza… wielka burza… nadchodzi trudny czas. Cholernie trudny czas. Najgorsza jest Inkwizycja! Miażdżąca pięść Świątyni, która zrobi wszystko, aby was, moje dzieci, zniszczyć! Zmieszać z błotem... Musisz ich powstrzymać! Znajdziesz sojuszników... Dostaniesz narzędzia.
Strzeż się Zakonu Świętego Pelerta. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jakie tajemnice kryją jego podziemne komnaty... Nastały mroczne, mroczne czasy!


Cały mokry od potu, roztrzęsiony... zdezorientowany. Obudziłeś się. Sen? Nie, sny nie są tak namacalne. Wizja? Czyżby?...
Nieśmiałe słońce wkradało się do mieszkania przez brudne okiennice. W  mieszkaniu nadal panowała cisza... najwidoczniej wszyscy nadal spali.

Lestat - 2012-08-20 15:28:13

Gwałtownie zerwałem się na równe nogi, odruchowo kładąc rękę na zimnej rękojeści miecza. Z trudem łapałem powietrze. Ach, na bogów, co to było, kurwa jego mać? Sen?
Nie, to nie był sen!
Powoli przypominałem sobie szczegóły. Inkwizycja, Zakon, musisz ich zniszczyć, dostaniesz narzędzia, znajdziesz sojuszników. Ten głos. Tak, słyszałem go już.
Spokój powracał powoli. Zbyt powoli.

Zaraz! A zielarka? dopiero teraz sobie o niej przypomniałem, rekonstruując w głowie wydarzenia poprzedniego dnia. Przypasałem miecz i żwawo ruszyłem do pokoju zielarki.

Eliasz - 2012-08-20 16:27:37

Miecz zawisł u twojego boku, przyjemnie ciążąc poczuciem bezpieczeństwa. W pokoju zielarki znalazłeś tylko dzieciaka, którego widziałeś wczoraj, śpiącego w najlepsze w łożu.
- Khym! - kaszlnięciem, mówiącym "och, jakże miło mi cię widzieć", przywitała cię z kuchni kobieta, która jeszcze przed chwilą leżała umierająca w łóżku - Już się obudziłeś?

Poczułeś niemałą ulgę na jej widok... problem rozwiązany. Nie będziesz miał dodatkowego dzieciaka na głowie. Ale... zaraz, jakim cudem ona jest w stanie ustać na nogach? Powinna jeszcze się regenerować. Wiesz to nawet Ty, który głównie zajmowałeś się zabijaniem ludzi, nie leczeniem. Kim ona jest?...

Lestat - 2012-08-20 16:37:02

Odwróciłem się zaskoczony. Ach, zaraza, straciłem czujność ostatnimi dniami. Dawno nauczyciele daliby mi słono popalić za całą masę głupot, które narobiłem w przeciągu ostatnich kilkunastu godzin.

Nieświadomie przekrzywiłem lekko głowę, przypatrując się uważnie stojącej przede mną postaci. Coś tu nie grało. Jeszcze parę godzin temu, tajemnicza zielarka (ach, do stu diabłów, chyba przyzwyczaiłem się już do tego określenia) była ledwo żywa, niezdolna, by usiąść na łożu. A teraz...
- Witajcie, pani - powiedziałem, świadom jak nieprzyjemnie brzmi mój własny głos. Jeden ze skutków ubocznych wielu eliksirów uodparniających i wzmacniających zdolności bojowe. Ale nigdy nie przejmowałem się jego chrapliwym dźwiękiem. Skutecznie odstraszał, bywał przydatny, szedł w parze z posępnym obliczem. Ach, na bogów, czym ja się zajmuję?
- Widzę, żeście już lepszego zdrowia - dodałem.

Eliasz - 2012-08-20 17:26:49

- Najwidoczniej jestem twardsza niż wyglądam.
Rzeczywiście, było się czym chwalić, skoro już o wyglądzie mowa... długie, jasne włosy spływały w dół aż do samych pośladków, ba! Niemożliwe krągłych pośladków. Kiedy kobieta się odwróciła, efekt był tylko lepszy. Urody jej odmówić nie można... ta figura... 
- Czego się patrzysz jak sroka w gnat? - z zamyślenia wyrwał cię chłodny głos kobiety - W górnej szafce masz miski, podaj no dwie. A, łyżki... w dolnej szufladzie. Tylko nie wyrwij. Bo odpada. Zapewne jesteś głodny, co?
Podniosła ogromny gar, stawiając go na stoliku. Obok położyła talerz, a na nim kilka pajd chleba.
- No, raz raz! - powiedziała, siadając swoim boskim zadkiem na stołku.

Lestat - 2012-08-20 17:40:36

Ku własnemu zdziwieniu, posłusznie wypełniłem polecenia. Kiszki grały mi istną serenadę, tak byłem głodny. Mógłbym zjeść konia z kopytami. Gdybym go tylko miał, kurwa jego mać.
- Komuż to tak naraziła się lokalna zielarka, że próbował ją otruć? - zapytałem po dłuższej chwili, wbijając wzrok w twarz urodziwej niewiasty o dziwnie zadbanych włosach i tyłku, do którego musiało ślinić się całe Sioło. A przynajmniej jego męska część.
- I skąd u was taki bogaty zbiór ziół, pani? - znów zapytałem. Choć byle błazen pewnie zbeształby mnie za brak manier. Ale manierami się nie najem.

Eliasz - 2012-08-20 18:25:25

Usiedliście do posiłku. Zupa z jarzyn była nawet dobra... i ile to była zupa z jarzyn. Miałeś taką nadzieję.
- A jak sądzisz, komu? Wierzysz w przypadki? Jestem Laureen, zielarka, jak już zdążyłeś zauważyć. Ty jesteś Lestat, tak?...
Zaraz, skąd ona znała Twoje imię?! To się robiło coraz dziwniejsze...

Czy to aby na pewno zupa jarzynowa?

- Inkwizycja - rzuciła, biorąc spory kęs chleba - To ich robota. Powinieneś był się domyśleć wcześniej. Ale nie martw się, jeszcze się na nich zemścimy.

Lestat - 2012-08-20 18:34:44

Och bogowie, wreszcie ciepła strawa. Kiedyś słyszałem jakiegoś trubadura, który bredził, że nie ma to jak ciepło uczucia. W kozią rzyć, pochędożony głupiec, nie ma to jak ciepło zupy.
Przerwałem jedzenie, słysząc swe imię.
- Skąd znasz me imię? - zapytałem natychmiast, wbijając czujny wzrok w moją interlokutorkę.
- I czego chce od ciebie Inkwizycja?

Eliasz - 2012-08-20 20:57:59

- Ech, naprawdę, bystrością nie grzeszysz. Należę do odszczepieńców, tak? Wszechwiedzący! Wizja! Ty cokolwiek rozumiesz z tego, co cię spotyka? Łączenie faktów, nie?
Skończywszy posiłek, wzięła swój talerz i włożyła do miednicy z wodą.
- Teraz coś rozumiesz? Wszechwiedzący kazał mi się tobą zająć. Innymi słowy: ja będę generałem, a ty - marnym pionkiem. Podoba Ci się ta opcja, nie?
Kładąc dłonie na stole, pochyliła się nad tobą lekko. Twój wzrok bezwładnie powędrował...
- Oczy mam wyżej.

Natura jednak zrobiła swoje. Poczułeś jak zaczerwieniasz się na twarzy (i, w zasadzie, nie tylko twarzy).
- No. Jedz szybciej... mamy zadanie do wykonania.

Lestat - 2012-08-21 15:50:22

To był najładniejszy widok, jaki miałem okazję obserwować od długiego czasu. Najpierw ciepła strawa, potem niewieście atrybuty.
Zakończyłem posiłek i wytarłem wierzchem dłoni usta. W głowie ważyłem powściągliwe wyjaśnienie zielarki. Jednocześnie, przypominały mi się sny, które - jak wykoncypowałem - snami nie były. Niby wszystko do siebie pasowało. Odszczepieńcy, Inkwizycja, Wszechwiedzący, ba, toć nawet i o niewieście była mowa! Lecz głupiec jeno by nie miał wątpliwości.
Skrzywiłem się i zakląłem szpetnie w myślach.
- Więc słucham o co chodzi - powiedziałem w końcu.

Eliasz - 2012-08-21 23:16:05

Kobieta westchnęła z ulgą, mogąc znów usiąść na stołku. Widać było, że nadal odczuwa osłabienie spowodowane zatruciem, i tylko udaje, że nic jej nie jest. Dobra mina do złej gry? Ach, ale te piersi... rzeczywiście. Dawno nie widziałeś ładniejszych. W sumie, to dawno żadnych nie widziałeś... jak dawno...
- Sprawa wygląda kiepsko. Zatruli mnie, skurwysyny... Fioletowy Sen, prawda? Poznałam po odtrutce... w sensie, że ciężko po tej mazi garnek umyć. Za bardzo dałam się podejść.
Kobieta sięgnęła do jednej z szafek. Wyjęła z niej butlę, pełną przejrzystego płynu i szklanicę. Postawiła je na stole. Już chciała napełnić płynem szklanicę, kiedy jakby przypomniała sobie o twojej obecności.
- Ah... wybacz... ale nie mam więcej szkła.
Wzrok skonsternowanej niewiasty wędrował pomiędzy butlą a tobą. W końcu, postanowiła pociągnąć spory łyk płynu prostu z butli. Skrzywiła się i podała ci ją.
- Musimy znaleźć Inkwizytorów. Albo ich psy. Nie mam pojęcia, kto mnie otruł, ale z pewnością już wie, że stoję po stronie Odszczepieńców. Jestem, jakby, spalona. Rozumiesz, prawda?

Lestat - 2012-08-22 13:32:50

Przyjrzałem się uważnie swojej rozmówczyni. Ani chybi wciąż odczuwała skutki niedawnego odtrucia, a jej silna postawa była jeno pozorami i aparycjami.
Spojrzałem podejrzliwie na przejrzysty trunek. Wódka z rana jak śmietana, a po zupie kopie po dupie, jak mówią chłopskie dyrdymały. Ucapiłem butlę za szyjkę i pociągnąłem słuszny łyk.
Choć podzielałem nienawiść zielarki względem Inkwizycji, to jej słowa nie bardzo mnie poruszyły. Złapać, zemścić, tak.
- Znalezienie Inkwizycji nie powinno nastręczyć kłopotów, jak sądzę - rzekłem. - Toć są pod samymi naszymi nosami. Za to dobranie się im do rzyci to już nie taka prosta impreza - położyłem dłoń na rękojeści miecza. - Choć takie właśnie lubię.
Obrzuciłem jeszcze raz zielarkę zimnym spojrzeniem.
- No i Wszechwiedzący ostrzegał mnie przed Zakonem.

Eliasz - 2012-08-22 15:44:10

- Chyba nie rozumiesz wagi sytuacji. Klasztor nie jest placówką Inkwizycji. Są tam niewinni ludzie, naprawdę dobrzy ludzie. Wątpię, żeby Inkwizytorów było tam wielu, a tym bardziej wątpię, żeby Inkwizytor nie udawał zwykłego mnicha.
Wyrwawszy ci butlę, postawiła ją na stole. Przyglądała się przez chwilę jej zawartości, po czym pociągnęła kolejny łyk i odstawiła trunek na swoje miejsce.
- Poza tym, nie traktuj mnie jak idiotki. Gdybym odkryła Inkwizytora, to już by był martwy. Wziął mnie z zaskoczenia, zupełnie nie spodziewałam się, że wśród braci zakonnych kryje się zwykła świnia. Co gorsza - teraz nie mogę się nawet pokazać na terenach klasztornych. Gdyby szpieg się zorientował, że nadal żyję, sprowadził by tutaj prawdziwych Inkwizytorów.

Miała rację, jakby nie patrzeć. To by było zbyt podejrzane i przysporzyło tylko kolejnych kłopotów. Ale co miałbyś zrobić?...

- Tak więc, porzucisz swój miecz na pewien czas, i staniesz się... członkiem Zakonu Świętego Pelerta. Braciszkiem Zakonnym. Poczciwym, pogodnym, braciszkiem Lestatem. Co o tym sądzisz?

Lestat - 2012-08-22 16:08:38

Niewiasta, jak to niewiasty mają w zwyczaju, emocjonowała się bardziej niźli było to potrzebne. Nawet jeśli miała rację. Potarłem czoło. Jakim cudem wpakowałem się w taką kabałę?
Pogodnym braciszkiem Lestatem? Rozum postradałaś? Czy ja wyglądam na poczciwego zakonnika?
Skrzywiłem się, lecz gdzieś z tyłu głowy cały czas ważyłem na słowa Wszechwiedzącego.
- Powiedzmy, że się zgodzę - powiedziałem powoli. - Ale wyklaruj mi sytuację. Mam iść w przebraniu do Zakonu, nie zdziwią się przybyciem nowego gościa? I co dalej? Znaleźć Inkwizytora? A jak go znajdę, to co? Urwać mu łeb i spieprzać gdzie pieprz rośnie...? Do rzyci z takim planem, generale.
Spojrzałem ponuro na butelkę.
- I skąd mam wiedzieć, że mam ci ufać, pani? Tylko dlatego, że napomknęłaś mi słowo o Odszczepieńcach?

Eliasz - 2012-08-22 16:34:45

- Powiedziałam ci wyraźnie: miecz zostaje u mnie, Ty idziesz w przebraniu zakonnika do klasztoru. Zabicie Inkwizytora byłoby jeszcze gorszym rozwiązaniem, niż moje ujawnienie się. Na razie masz go znaleźć, określić, kto to jest. Znalezienie świni może być ciężkie... zapewne dobrze się maskuje. Ale wierzę w ciebie!
Kobieta wstała ze stołka. Schowała butlę do szafki.
- A dlaczego miałbyś mi ufać? Bo jestem jedyną osobą, która może Ci pomóc. Nie masz nikogo poza nami, Odszczepieńcami i Nim, Wszechwiedzącym.

Kobieta, jakby nie patrzeć, miała sporo racji... co Ci pozostało? Teraz nie masz nawet konia.
- Więc jak, wchodzisz w to? Możesz jeszcze wyjść stąd i zdechnąć. Nie potrzebuję niepewnych sojuszników.

Lestat - 2012-08-22 16:59:09

- Twoja wiara jest niezwykle budująca - mruknąłem. - Jakieś wskazówki, jak go poznać? No i zakładając, że fortuna mi będzie sprzyjać i znajdę świnię, to co wtedy?
Mój wzrok powędrował w stronę tajnych zapasów alchemicznych zielarki.
- Skrywasz tam niezłe skarby - powiedziałem. - Można by przyrządzić kilka przydatnych eliksirów.

Eliasz - 2012-08-22 22:12:46

- A skąd ja mam wiedzieć, jak go poznać? Tutaj musisz Ty się wykazać. Ja mogę tylko cię wprowadzić do klasztoru.
Kobieta otworzyła szafkę i przejrzała swoje zbiory.
- Bywało lepiej - powiedziała, krzywiąc się. - Będę musiała zadbać o uzupełnienie zapasów. I tak będę miała sporo czasu, kiedy Ty będziesz na zwiadach. Do rzeczy.
Kobieta ponownie usiadła na stołku. Zupełnie, jakby nie mogła się zdecydować, czy woli siedzieć czy stać.
- Nie mam pomysłu, jak kanalię wyeliminować. Dlatego najpierw określisz, kto jest szczurem, a potem złożysz mi raport. Miejmy nadzieję, że do tego czasu coś uda mi się wymyślić.

Lestat - 2012-08-23 16:15:25

Osobiście miałem setkę pomysłów na uśmiercanie. Połowa z nich wiązała się z chemikaliami przechowywanymi w kuchni niewiasty.
- Z tego arsenału można by sporządzić truciznę zdolną wytruć pół klasztoru - zauważyłem.
- W jaki sposób mam złożyć raport - zapytałem po chwili milczenia.

Eliasz - 2012-08-27 17:00:31

- Na razie żadnego zabijania. Jeżeli wzbudzisz najmniejsze podejrzenia, będziesz martwy. Twoim kontaktem jest Hans Zuchewnhauer. Skurwysyń, pijak, rżnąłby co popadnie, gdyby miał okazję. Idealny człowiek do współpracy z tobą.
No i nici z zabijania. Przyjdzie ci wskoczyć w klasztorne szmaty. Szpiegowanie... nie mogłeś sobie wyobrazić nic nudniejszego.
- Jemu właśnie będziesz składał raporty. Mam z nim kontakt, więc przekaże mi wszystkie informacje. Swoje bronie, sakwy i inne rzeczy możesz zostawić tutaj. Potem udasz się do sadu klasztornego. Poczekasz w drewnianej budzie z narzędziami, aż Hans tam przyjdzie. Nie powinieneś mieć problemów ze zbędnymi gośćmi, nikt tam nie wchodzi. Wszystko jasne?

Lestat - 2012-08-29 11:22:29

Hans Zeuchewnhauer. Trzeba zapamiętać.
Stłumiłem westchnięcie i odpiąłem miecz skryty w znoszonej pochwie. Wierny kompan, ostry, niezastąpiony w terminach. Położyłem broń na kolanach. Następnie wyciągnąłem sztylet z cholewy buta.
- To też? - mruknąłem do zielarki. Nie do końca uśmiechało mi się pozbywanie całego ekwipunku.
Pozbyłem się również sakw i czarnych rękawic. Z przedramion zdjąłem karawasze.
Będę goły, jak istny święty z wygoloną łepetyną.

Eliasz - 2012-08-29 18:16:14

- Wszystko, Lestat. Nie kłóć się ze mną. I spieprzaj stąd, zanim mi dziecko obudzisz.
Laureen pociągnęła kolejny, duży łyk wódki, po czym szybko schowała butelczynę do szafki. Wzięła twoją broń i schowała ją do szafki. I UMIERASZ! Aaaa... wybacz, kartki ze scenariuszem mi się skleiły. ;3
Cóż, pozostało ci iść na miejsce spotkania.
- Ah! W tym drewnianym budyneczku znajdziesz także ubrania na zmianę. Przebierz się tam od razu. Chyba, że wolisz jak robi to Hans... khym! - kobieta znacząco kaszlnęła. - No! Już, już!

Lestat - 2012-08-29 21:07:34

Z niesmakiem obserwowałem jak dziewucha chowa moją broń. Nie wiedziałem, kogo mam ochotę wypatroszyć. Wszechwiedzącego za wpakowanie mnie w tą kabałę, Inkwizycję za całe gówno zalewające świat, zielarkę za panoszenie się i odbieranie mi bronie czy jej syna tak dla zasady. Ale cóż było, kurwa, robić. Schowałem dumę (nie żebym jej mia w nadmiarze) w kieszeń i ruszyłem do miejsca wskazanego przez Laureen.

Eliasz - 2012-08-29 21:59:03

Promienie słońca nieśmiało wychylały się zza popołudniowych chmur, rozświetlając budynek z którego wyszedłeś, o ile można tę ruderę tak nazwać. Kontrast pomiędzy powalającym widokiem nieba, a brzydotą, jaką emanowało domostwo był... dobijający. Pod takim niebem istniał taki slums?

Ludzie zgromadzeni wzdłuż głównej drogi, która była także niejakim centrum wioski, patrzyli się na ciebie z podejrzliwością. Chowali się do domów, jakby w obawie przed tobą...

Droga do sadu prowadziła przez most na południu. Po przekroczeniu go, mogłeś ujrzeć tereny zakonu w pełnej okazałości. Dokładnie na wprost stał okrągły klasztor pelertynów, na prawo widziałeś kolejno zagajnik, jezioro i miejsce wypasu.  Twój cel, znaczy się: sad i pasieka, znajdowały się teraz po lewej stronie drogi.  Teraz wystarczy dotrzeć do drewnianej budy, w której ma czekać Twój kontakt. Oby nic ci nie przeszkodziło...

Lestat - 2012-08-29 22:47:55

Zmierzałem w swoim kierunku, ignorując tępe spojrzenia jakimi obdarzali mnie kmiotkowie o jeszcze bardziej tępych wyrazach twarzy, nierzadko usmarowanych zasychającym już gównem. Świeże powietrze (jeśli nie liczyć wszechobecnego smrodu gnijących domostw) pozwalało mi uporządkować myśli. Nie miałem wiele do stracenia. Na bogów, nie miałem nic do stracenia.
Muszę odkupić swój żywot.
Przeszedłem przez wioskę, zmierzając w stronę sadu. Most i...
Chędożony zakon.
Ruszyłem w lewo, bacznie obserwując otoczenie. Dziwnie brakowało mi ciężaru miecza. Szedłem szybkim marszem, nie zaniechując czujności. Nie chciałem, by ktoś mnie zauważył nim dotrę do celu.

Eliasz - 2012-08-30 18:40:30

Bez problemów przekroczyłeś most. Minął cię na nim jeden z mnichów, zakapturzony, niski osobnik. Kierował się, zapewne, do wioski. Nie trudno się domyślić, że klasztor współpracuje z okolicznymi mieszkańcami. Widok braciszka zakonnego nie był więc niczym dziwnym. Ale coś przyciągnęło do niego twoją uwagę. Coś niezrozumiałego...

Po chwili trafiłeś na rozwidlenie dróg, którego jedna z odnóg prowadziła prosto do sadu i pasieki...

GotLink.plbusy Koln klej do luster materace janpol