Mortal One - 2012-02-24 20:36:08

Północna część lasu, póki co wolna od ludzkiej skazy. Unosi się w niej mdlący fetor rozkładu, który, według miejscowych wierzeń, już przez samo wdychanie może być przyczyną choroby - straszliwej bagiennej gorączki. Dobywa się ów fetor z brudnozielonych bajor, niewielkich i bulgoczących, rozlewających się pomiędzy drzewami. Komary ciągną korowodem za każdym, kto tu wkroczy, będąc utrapieniem dniem i nocą. Aby móc tu przeżyć, dobrze jest mieć ze sobą gruby płaszcz, coś, czym można zasłonić usta (wierzenia wierzeniami, ale smród sam w sobie zdaje się być chorobą) oraz wysokie buty, zapobiegające pokąsaniu przez węże, jakich pełno jest w tutejszych zaroślach. Najlepiej w ogóle unikać Dziczy, przynajmniej bez wyraźnej potrzeby - nieraz bowiem słyszy się o myśliwych i o robotnikach z pobliskich kopalni, którzy zniknęli bez śladu, gdyż za bardzo zagłębili się w las. Przyczyną owych zniknięć są jacyś Dzicy, pędzący ponoć żywot w samym sercu głuszy, na uroczysku, tak starannie jednak skrywanym przez drzewa, że praktycznie niemożliwym do wykrycia. Ponieważ owi Dzicy używają strzał o grotach nasączonych jadem, to nawet jeśli im uciekniemy, wystarczy że jedna z nich nas draśnie, a już powali nas sama toksyna. Jednak las po części jest i dla nich tajemniczy; zamieszkują go też bowiem jakieś bagienne bestie, okrutne demony, powołane do życia przez działanie mrocznych sił. Wiążą się one z kabalistycznymi wierzeniami Dzikich; być może nawet są ich bożkami. Ponoć wymagają krwawych ofiar...

Lila Rose - 2012-06-26 21:22:38

Nigdzie nie było słońca ani najmniejszego, wichrzystego pomruku, co by jedynie kiwające się współczująco konary ponurych topoli rozpościerały nad moją, pachnącą pięknością gnijącego pąka róży, sylwetką. Leżałam tam zasuszona w pozycji embrionalnej, ponoć zbudziłam się w śmiertelnym lesie. Śmiertelnie śmiertelnym bezszelestem poderwałam się na równe nogi i rozpostarłam ramiona, by powróciło zatrzymane krążenie krwi. Ścierpłe kikuty mojego ciała, suche, pękające wargi i twarz, na której odbiły się gniecione gałęzie, którym dane było butwieć na tamtym martwym gaju. Nie umarłam, co mi się śniło, to za mną, myślałam przeczesując swoje gołębie włosy dłonią,  w którą wbiło się pojedyncze, bogato ukrwione roztocze swoimi długimi kleszczami. Chyba zostawiłam otwarty płomień w gospodzie,  wyraźnie bledłam na tamten pomysł. Jedynie głuche dźwięki, jakie docierały do mnie, miały pusty kształt odbijającej się melodii granej palcami na kieliszkach wypełnionych nierówno krystaliczną wodą. Tak uczyła mnie matka, zataczać się i kręcić dookoła pustki wypełnionej echem śmiertelności. Kiedy już próbowałam zacząć  oddychać, gorzkie powietrze dławiło moje gardło, dziurawiło je jak sito. . Moim oczom ukazało się kolejne parszywe objawienie, sponad leśnego runa wypływały szczątki dziecka. Nie tak wyglądał, ta noga na pewno była połączona z korpusem. Muszę biec przed siebie, ale tak mi się nie chce, układałam myśli w głowie, szykując się do wyjścia z głębin łęgowego lasu.

Vespera - 2012-06-27 15:49:53

Szykować się do wyjścia a wyjść już z pierwotnej puszczy po zmierzchu to pojęcia mające ze sobą tyle tożsamego, co święta i ladacznica. Nieroztropnym było mitrężyć z powrotem do sadyb ludzkich aż do zmroku i dać się ponieść utulającemu zapomnieniu snu, gdy w tym czasie pomne na zagrożenia dzienne stworzenia umykały przed grozą swych nadchodzących  nocnych nieprzyjaciół. Szybko doszłaś do podobnego wniosku, gdy prawie po omacku mozoliłaś się przez kolejny wykrot, zaś Twe nozdrza katował niemiłosiernie odór leżących nieopodal rozległych i bagnistych stawów, przez które za chwilę miałaś przejść. Uradował Cię fakt, że znałaś to miejsce, gdyż wielokrotnie mijałaś je, podążając w poszukiwaniu ingrediencji do Twych wyszukanych dekoktów. Jednakowoż mierne to było pocieszenie, bowiem znałaś je, gdy słońce na niebie machało do Ciebie przyjaźnie, wskazując Ci swymi promieniami dalszą drogę. W tle rozbrzmiały śpiewne wycia wilków, lecz w zestawieniu z biesami i innymi widziadłami podsuwanymi Ci przez strwożony umysł, były one jak te psotne duszki z podań ludowych płatające figle gospodarzowi. A może to nie jeno imaginacja? Może jednak rozumniej zacząć wreszcie biec przed siebie? Byle ostrożnie, bo łacno nieopatrznie postawić stopę i zanurzyć się w cuchnącej kąpieli.

Lila Rose - 2012-06-27 21:31:05

Pobiegnę przed siebie, myślałam zapomniawszy o tym, jak donośne były dudniące kroki poruszonej osoby, uciekającej przed niewidzialną bronią. Wszytko wokół gnijące i nieprzychylne, duszności i nabrzmiewające węzły chłonne. Kiedy ten obmierzły las się skończy, byłam już tak blisko czegokolwiek, ale na pohybel wpadłam w grząską mieszaninę błota, leśnego drewna, strzępek hymenoforów i kwaśnej deszczówki. Oblizałam usta i postanowiłam mimo wszystko biec dalej, choć kolejny komar wkłuwał się w moje ramię, a kolejna nowa blizna zarastała moje pokłute ostami stopy.

Vespera - 2012-06-28 12:27:45

Woda za Tobą niepokojąco zabulgotała, gdy zajęta byłaś brodzeniem w mieszaninie cuchnących substancji. Wkrótce Twym uszom dobiegł upiorny odgłos, jak gdyby umrzyk oddał swe ostatnie tchnienie. Może to był jeno trzepot zabłąkanej ryby i rechot żaby rozsierdzonych pogwałceniem spokoju przez hucpiarskiego intruza? Nie miałaś czasu analizować każdego podejrzanego symptomu, gdy trudziłaś się, by powrócić do pionowej postawy. Już prawie wydostałaś się ze złowrogich czaharów i z ulgą dźwignęłaś się z podłoża, gdy nagle coś capnęło Cię za nogę i zaczęło pociągać w wodne odmęty. Przez chwilę mignęła Ci przed oczyma szkaradna, zielona łapa stworzenia, którego miano krążyło w ustach Twych antenatów z pokolenia na pokolenie. Jakaż szkoda, że zidentyfikowanie utopca nie przeszkadzało mu w dalszym ciągnięciu Ciebie za kończynę.

Lila Rose - 2012-06-28 18:46:36

Stworzenie, które na nieszczęście me uparcie chwytało moją nogę było przebrzydła maszkarą ociekającą flegmą, śluzem i plującą żółtawymi, pienistymi plwocinami. Z oczu wypływały mu bieliste galarety, jakby od mojego trzęsącego się ciała cała jego sylwetka konwulsyjnie rozpadała się na mniejsze, płynniejsze części.
- Nie ma cię gargulcu natarczywy, niech do ziemi zstąpi twój duch nieżywy. - Odwróciłam się i splunęłam w jego lepiącą się, szczecinowatą twarz. Wyglądał jak zanurzony w ślimaczych odchodach, półroczny nieboszczyk, którego ciało zostało poddane błotnej kremacji, dzięki czemu zachował odpadające płaty wilgotnej skóry. Dlaczego różańca nie noszę, dobrze, że nie chowałam twoich zwłok koło tegoż stawu, perorowałam rozżalona i żegnająca się po raz enty już z paskudnym żywotem. Nagle przed cudnymi oczętami mymi ukazał się corny diabeł, upierzony i niebieskofioletowej skórze mieniącej się w srebrzystym księżycu. Byłabym zlękniona, że wyłupie mi paczałki swoim ostro zakończonym dziobem, ale byłabym go dorwała ręką pirwsza i trzepnęła tamtym rozjuszonym kurakiem w stronę umrzytego infamisa.

Vespera - 2012-06-28 23:24:29

Zbłąkane ptactwo to ani chybi oręż, do którego pokraka takowa nie nawykła. Ów rozjuszony kurak nadwątlił nieco grozę sytuacji, z galantym gdakaniem i bezładnym machaniem skrzydeł wylądowawszy na krzynę zadziwowanym utopcu. Ani chybi będzie o czym przy antałku bajdurzyć, jeśli żywot swój jeno z tej opresji wyratujesz. Rychło poderwałaś się do dalszego biegu, gdy w nodze poczułaś palące cierpienie. Krew obficie na ziemię ściekała, bowiem paskuda na wskroś Ci nogę poharatała, aliści przynajmniej wyrwałaś ją z morderczego uścisku. Tymczasem utopiec ni krzty nie próżnował i już rozprawił się z Twym hucznym zbawcą. Choć biło w nim mężne, kurze serce, oddał swój żywot w obronie bezbronnej niewiasty.  Poczwara zaś znów nieustępliwie podążała za Tobą, niestrudzenie wydając z siebie rzężenie umarlaka. Czy to w oczach Ci się już mieszało, czy łuna ogniska w oddali pełgała?

Lila Rose - 2012-08-10 17:25:43

Oczami swojej wyobraźni, nim jeszcze odwróciłam kryształowy wzrok od trawiącego ogień niechybnie płomieniska, zojrzałam na ową cudaczność. Był on słony, pokraczny i porażająco chudy, zanim to rozpłynął się w mazistą ciecz cuchnącą siarką i zepsutą, kwaszoną kapuchą. Urępna, cała utytłana w brudzie i krwi bez tchu zastygłam na mrugnięcie kocim okiem, by rozpoznać formującą się, galaretowatą kluchę mnożącego ciała. Wnętrzności zaczynały powlekać suche mięśnie, przykryte to znowu warstwą śluzowatej skóry. Gdy już odtworzyły się jego stawy, śmiercionośne stworzenie uniosło leżące na wilgotnej ziemi gałki oczne ulepione od cisowych igieł. Wtedy to on na mnie spojrzał i przeszył wizją śmiertelnej udręki. Przypomniałam sobie, co by uciec naprędce i susem przeskoczyłam bagnistą dziurę, krzycząc spazmatycznie, aby jak najszybciej dobiec do jasnej poświaty ofiarnego ognia i zwrócić na siebie uwagę.

Vespera - 2012-08-10 23:59:05

I było w przepastne mateczniki ekskursje urządzać? Lubo dziecię Twe nasyconym uczuciem miłowałaś, widmom zmarłych ani widzi się żywotnych po śmierci wspomagać. W mig zakończyła się Twa rącza rejterada, kiedy poharatany kulas udaremnił dalsze działanie. Jak długa wyłożyłaś się na grząskim terenie, dając maszkarze czas na dopadnięcie Twych struchlałych członków. Któż lepiej mógł wiedzieć, niźli przednia znachorka z sioła, co znamionuje nagły ubytek krwi splątany z doznanym szokiem? Tracąc przytomność, jeno kątem oka dostrzegłaś gwałtowne poruszenie i zetlałe sylwetki mknące niczym efemeryczne zjawy od strony znanej Ci kopalni torfu.

GotLink.plhttp://moment.pl materace hilding Producent Basenów