Mortal One - 2012-05-27 23:02:09

Wygląd placówki Inkwizytorium zdaje się przeczyć jej przeznaczeniu: na grubych, oplecionych kamienną winoroślą kolumnach wspiera się ogromny portyk, na którego złoconym tympanonie wyryto Słońce, symbol Hairisa. Sam trzykondygnacyjny budynek jest bogato zdobiony płaskorzeźbami i arabeską, przez co przypomina bardziej pałac niż to, czym jest w istocie. A jest on miejscem przesłuchań i tortur, co wie chyba każdy obywatel Tiarrim. Trafiają tu tak zwani "wrogowie wiary", którzy - choćby nawet wyznawali tego samego Boga - to i tak są zwykle uznawani za takowych; wystarczy najdrobniejsza różnica doktrynalna. Za swe wątpliwe "usługi" Inkwizycja robi całkiem niezły pieniądz, o czym świadczy już chociażby wygląd jej placówki. Na szczęście, nie wszyscy jej członkowie są dziś tacy, a nie inni - już chociażby tutaj urzęduje niejaki Thomas Braun, potrafiący ułaskawić więcej ludzi, niż wynoszą jego miesięczne zarobki. Inna sprawa, że to jedna biała owca pośród stada czarnych; trzeba mieć spore szczęście, żeby na nią trafić...

Vespera - 2012-06-27 21:18:39

W takich chwilach jak ta wiele oddałabym za to, by wyglądać jak Czarny Ed wczorajszej nocy w karczmie. Przyklejona do ściany kryłam się w mroku ulicy dzielnicy świątynnej, lecz nawet opończa i ciemne odzienie nie mogło gwarantować mi bezpieczeństwa. Jak dotąd zmyślnie unikałam spotkania z tym wyjątkowym rodzajem straży, który nie ma trocin zamiast mózgu jak jego miejski odpowiednik w innych dzielnicach. Nawet z tyłu i po ciemku niedaleki budynek Inkwizycji prezentował się obiecująco dla mojej sakwy, toteż miałam nadzieję, że to święte miejsce przyniesie jej upragnioną finansową ekspiację. Już zaczynałam czuć ten cholerny dreszczyk emocji, który strzegł mnie przed zbyt pospiesznym ruchem. Cóż, z tej samobójczej misji płynęła przynajmniej jedna pociecha. Miłego szukania mnie w środku, życzyłam nienawistnie Szczurom, wypatrując kolejnej straży na horyzoncie.

Mortal One - 2012-06-28 13:25:57

To, że budynek wyglądał obiecująco, nie znaczy wcale, że pięknie. Jakże bowiem metaforyczna była jego ta brzydota, z przodu maskowana kamienną winoroślą i pulchnymi, marmurowymi kupidynami. Zwłaszcza że by ją dokładnie zobaczyć, trzeba było się przedrzeć przez te nieprzyjazne chaszcze... ale cóż to! Oto dwóch strażników z pochodniami wyłoniło się właśnie zza rogu, idąc prosto w Twoją stronę. Trzeba się spieszyć...

Vespera - 2012-06-28 23:41:14

Periculum in mora, usłyszałam ongiś od pewnego uczonego, któremu w podziękowaniu za tę naukę rychło buchnęłam sakiewkę. Wykorzystując ów moment, w którym poprzednia straż oddaliła się znacznie, a kolejna dopiero kierowała się w mym kierunku, żwawo rzuciłam się w stronę rzekomo niechętnych mi zarośli, nim łuna wartowniczych pochodni odgoni zbawienne ciemności. I po cóż ta nadgorliwość w strzeżeniu miejsca, które nawet największy obłąkany na wskroś wymija?

Mortal One - 2012-06-29 11:05:46

Widać Ty już należałaś do największych obłąkańców, bowiem zręcznie (tuż przed nosem następnego patrolu) wpadłaś w one krzaczory, zasługujące chyba na miano największego buszu w Tiarrim. Przeczekałaś, aż patrol przejdzie dalej, i już mogłaś chyżo pędzić w stronę serca tej gęstwiny. Wtem jednak tako usłyszałaś od strony inkwizycyjnego siedliszcza:
- Psst... tutaj. - No, takiego zaproszenia nie godzi się lekce sobie ważyć. Kłopotały Cię tylko te kłujące macki, co częstym atrybutem były wśród autochtonicznego zielska... oby żadna Cię teraz nie ubodła. Ach, i ten wszędobylski oset!

Vespera - 2012-06-29 20:28:05

Zmełłam w ustach przekleństwo, gdy przyszło mi wdać się w bój z tak solennym oponentem.  Zaprawdę, dziwna to uciecha Inkwizycji, takie chwasty miast zamtuzu w okolicy hodować. Zdążyłam do miejsca, w które mnie głos ów przywiódł, a nie obyło się bez dobroczynnej asysty ostrza.
- Dogodne miejsce na schadzkę – burknęłam, pokonawszy zadzierzystego przeciwnika, i jak nie zacznę z siebie tych dokuczliwych szpikulców strącać!

Mortal One - 2012-06-29 21:53:39

Twój rozmówca - do czego zdążyłaś się już przyzwyczaić - postanowił skraść nieco cienia z okolicznych komyszy, co czyniło go praktycznie niewidocznym. Choć stał zaledwie pięć stóp od Ciebie...
- Na szczęście, my nie jesteśmy tu w podobnych celach - zagaił. - Ale krótko i treściwie: mam nadzieję, że masz ze sobą właściwy papier. Teraz będziesz musiała tylko przedrzeć się do samego płotu, przejść przez furtkę - tę zostawiłem ci otwartą - nie dać się zagryźć dwóm najlepszym przyjaciołom człowieka... a tak. Skoro już tu jesteśmy, to muszę ci coś wręczyć - rzekł nieznajomy, po czym wyjął ociekający tłuszczem kawał słoniny.
- To powinno załatwić sprawę z pieskami... a w każdym razie, dać ci wystarczająco czasu, byś mogła dopaść drzwi do piwnic. Które, oczywiście, też zostawiłem otwarte - dokończył, wciskając Ci tę nie najprzyjemniej woniejącą bryłę tłuszczu, która wkrótce miała stać się Twym najskuteczniejszym orężem przeciwko dwóm wściekłym bestiom.

Inkwizytor odetchnął, jakby zbierając myśli, i po chwili kontynuował:
- Teraz co w środku. A w środku... powinno pójść z górki. Ot, najpierw prosto - byle wyjść z piwnic - a dalej po schodkach na górę, do kuchni. Jest już po wszelkich posiłkach, więc nikogo nie powinnaś tam zastać. W ogóle, przez piwnice nie mam na myśli lochów. Te są od strony ulicy, więc nie masz się co martwić o wczesne wykrycie. Taaak... na czym to ja... a. Z kuchni wychodzisz prawymi drzwiami, korytarzem dla służby. Tylko tam uważaj, bo to jest dopiero dogodne miejsce na schadzkę. Zaraz po wszelkich garderobach i klitkach. I w ogóle, poruszaj się tam cicho. Tuż za cienką ścianą jest jadalnia, a w niej - o ile pamiętam - trwa narada. À propos narady. Jest na niej człowiek, do którego biura masz się wkraść. I powinien być jeszcze co najmniej przez pół godziny. Także czasu masz niewiele... bardzo niewiele. Dobra. Dalej. Jak będziesz szła tym korytarzykiem, to skręcaj cały czas w prawo. Biuro, którego szukasz, znajduje się w prawym skrzydle, tu, na tyłach, więc to chyba zrozumiałe. Powinnaś skręcić dwa razy. A w biurze? W biurze - tu muszę cię zmartwić - może być ze dwóch strażników. Czyli musisz się nimi zająć. W miarę możliwości - szybko i bezboleśnie. Ogłuszasz, nie zabijasz. Ogłuszasz.

Nieznajomy zakaszlał, charknął, splunął i podjął przerwany wątek:
- Ech... to powietrze lochów mi nie służy. Ale mniejsza. Jak już załatwisz sprawę ze strażnikami, musisz przeszukać biurko, które stoi pod oknem. Wiem tylko, że najprawdopodobniej dokumenty, które masz podmienić, znajdują się w którejś z szuflad... dolnych szuflad. Dobra. Dosyć gadania. Powodzenia życzę. Przyda się - i gdy już miał zawrócić, szybko dodał:
- A, byłbym zapomniał. Mistrz mówił mi coś o Szczurach; że ponoć masz u nich przechlapane... nie wiem, o co wam poszło i nie będę się w to mieszał, ale z tego, co jeszcze mi powiedział, możesz się spodziewać nieprzyjemnych niespodzianek z ich strony. Uważaj na siebie...

Vespera - 2012-06-30 01:22:40

- Dzięki wielkie za troskliwość, oby była równie głęboka w razie gdybym wielce niefortunnym trafem znalazła się w tej nieprzyjemnej części podziemi od strony ulicy – warknęłam w odpowiedzi, ignorując od tej pory mego nadzwyczaj opiekuńczego mentora, którego „szczerość” intencji jakże bym śmiała kwestionować. Jeśli ta banda gryzoni będzie aż tak pomylona, by w jakikolwiek sposób przeszkodzić mi w tej robocie, z chęcią zdobędę się na ten akt miłosierdzia w postaci wbitego ostrza, które uniemożliwi im poznanie w niedalekiej przyszłości wszystkich rodzajów bólu fizycznego serwowanego przez Inkwizycję.

A jako że pół godziny to niewiele czasu na wyniesienie co wartościowszych rzeczy stamtąd, a przy okazji załatwienie tej faramuszki z kopertą, nie traciłam czasu na dalsze czcze filozofowanie. Prędko zrzuciłam z siebie opończę, co by w najmniejszy sposób żadnych ruchów nie krępować. Pozostawszy w tym oskąpionym stroju ulicznego rzezimieszka, w mig ukryłam płaszcz w ciernistej gęstwinie. Jasne kudły moje jeszcze przed wyjściem upięłam na głowie jak jakowaś można dzierlatka, więc niechby spróbował tylko któryś kosmyk wyślizgnąć się i robotę zakłócać. Sznurowanie na bucie poprawione, worek przez ramię przewieszony, słonina w łapę i do płotu pokraczny marsz. Potem zamach tym tłustym orężem w pobliżu uroczych zwierzątek i wyklinanie, by owe paskudy poczęły to wreszcie żreć. Ech, przydałby się jakiś zywy Szczur na przynętę.

Mortal One - 2012-06-30 11:05:30

Ano, przydałby się, choć kawał słoniny nader łacno spełnił swe zadanie. Już po chwili zza płotu dobiegły Cię odgłosy mlaskania i ciche powarkiwania, będące zapewne echem psiej walki o byt... Skoro wszystko już gotowe, zasię łapówka rzucona, to nie ma co zwlekać - komu w drogę, temu czas! Oby jednak ta w istocie nie skończyła się w inkwizycyjnych lochach... powiadają bowiem, iże lepiej w trumnie niźli w świątynnych kajdanach pod ziemię trafić. Czyżby taki był Twój wybór? To się dopiero okaże...

Vespera - 2012-06-30 13:02:58

Otworzywszy furtkę, wkroczyłam na ten groźny obszar i poczęłam ostrożnie stąpać po chwiejnej linie nad przepaścią, którą wkrótce miała stać się siedziba Inkwizycji. Nie za wolno, nie za pospiesznie, ażeby psiaczków nie kłopotać zbytecznym odciąganiem od strawy i by moją obecność uznały za niebyłą, wyważonym krokiem straceńca ruszyłam na drzwi piwnicy, gotowa w każdej chwili rzucić się szaleńczym biegiem.

Mortal One - 2012-06-30 13:18:37

W chwili, gdy otworzyłaś furtkę, ta zaskrzypiała przeraźliwie, a Tobie zamarło serce. Czworonogom chyba też, bowiem na chwilę przestałaś słyszeć odgłosy ich dzikiej konsumpcji... na chwilę. Bo gdy szłaś w przestrachu, oba szczęśliwie wróciły do ich poprzedniego zajęcia. Dobrze, że ogród był i od tej strony zarośnięty, gdyż odcinało to możliwość wypatrzenia przez dwa kundle. Wtem jednak, w połowie drogi do odcinającego się cieniem od rozgwieżdżonego nieba budynku Inkwizycji, od Twojej lewej zawiał lekki wiatr... a Ty bynajmniej nie byłaś od zawietrznej.

Zaraz potem z prawej rozległo się ciche, rzekłabyś: ostrzegawcze wręcz warczenie...

Vespera - 2012-06-30 13:42:22

I to był właśnie jeden z owych niezręcznych momentów, w których nogi zwykle (i słusznie zresztą) wyprzedzają mózgownicę i korzystają ze swej pełnej mocy. Puściłam się opętanym biegiem przed siebie, byle dotrzeć do wejścia piwnicznego i z radością zamknąć je tuż przed ostrymi zębiskami potworów. Licho wie, co je wzburzyło, jednakże ja zamierzałam nad tym podumać w dogodniejszym terminie. To znaczy tym po zatrzaśnięciu zawiasów.

Mortal One - 2012-06-30 14:08:45

Pędziłaś szybciej od wiatru (i najprawdopodobniej za jego przyczyną), byle tylko dopaść do piwnicznych drzwi. Zatrzymywana co chwile przez wszędobylskie chaszcze, które chwytały Cię swoimi kłującymi mackami, w końcu do nich dotarłaś, niemal zderzając się w biegu z ich ledwie malującą się w ciemnościach, drewnianą sylwetką z okuciami. Na szczęście, te otwierały się do środka. Wpadłaś w piwniczne chłody, trzaskając nimi o kamienne odrzwia. Dwie wygłodniałe, żądne krwi bestie, od których dzieliła Cię jedynie warstwa desek, ujadały wściekle i drapały ich i tak już pokiereszowaną fakturę. Mało brakowało... serce biło Ci jak młot, ledwie dychałaś, a zimny pot ściekał Ci po plecach...

Już chciałaś odejść od drzwi, gdy nagle te gwałtownie odskoczyły, uderzając Cię w twarz i wpuszczając głowę jednej z bestii; jej ślepia zaświeciły szaleńczo, a z pyska buchnął kłąb śmierdzącej pary. Sabaka szczeknęła potężnie, a Ty aż podskoczyłaś, teraz jeszcze bardziej luzując uchwyt. Jeszcze chwila, a zaprosisz swoją śmierć do środka...

Vespera - 2012-06-30 14:44:59

Całym ciężarem ciała naparłam na drzwi, jedną ręką macając drewnianą fakturę w poszukiwaniu rygla, z rękawa drugiej natomiast wytrącając sztylet. W takim to mętliku usiłowałam zdzielić ostrzem tego kundla po pysku, by cofnął się do tyłu, a w tym czasie zamknąć te przeklęte wrota i jeszcze przy okazji przeżyć. Zaklęłam siarczyście, napotykając tak obiecujący początek. Oby następne psy pańskie w tym budynku były mniej wyszczekane.

Mortal One - 2012-06-30 15:28:10

Wraziłaś sztylet prosto w psi oczodół. Pies zawył, krew siknęła, pies cofnął się, krew sikała dalej, pies skomląc i podkulając ogon, uciekł razem ze swoim towarzyszem, krew... cholera. Teraz już byłaś cała we krwi. Ale przynajmniej oblężenie zostało odparte, a Ty z ulgą mogłaś puścić wrota. Rzecz jasna, zasuwając wcześniej skobel; ostrożności nigdy za wiele, o czym zresztą świadczyła zaistniała sytuacja... A za Tobą były już tylko piwniczne mroki. Oby nie rozświetliła ich pochodnia kogoś, kto chciałby sprawdzić przyczynę tych nocnych hałasów... Chociaż skoro jeszcze jej nie ujrzałaś, to o czymś świadczyło. Widać podobne hałasy były tu rutyną. Dwie strażnicze bestie wyglądały zresztą na takie, co w chwili nudy zaatakowałyby nawet swój własny ogon...

Vespera - 2012-06-30 16:38:06

Niech to szlag, pomyślałam, uświadomiwszy sobie ze zgrozą, że ani chybi wyglądam teraz jak wprawny rzeźnik. Nie godzi się, by ktoś o takiej prezencji pozbawiał to święte miejsce zbędnych przedmiotów, toteż z dystynkcją chwyciłam z podłoża pobliski kawał szmaty i z odrazą wytarłam o niego juchę z siebie i ostrza. Tak zadbawszy o złodziejskie konwenanse, ruszyłam wreszcie ostrożnie w głąb ciemnych czeluści, uboższa już o niepokonaną broń w postaci słoniny.

Mortal One - 2012-06-30 17:04:01

Uboższa już o niepokonaną broń w postaci słoniny, w istocie ruszyłaś, co i rusz się potykając o porozrzucane na ziemi przedmioty, takie jak szmata, którą właśnie wytarłaś posokę. Piwnica ciągnęła się niemiłosiernie, jedynie czasem rozjaśniając się snopem księżycowego światła, które wpadało przez zdobione przezrocza. I wreszcie... dopadłaś drugich drzwi, za którymi musiały kryć się schody do kuchni. Aż wreszcie, ślimacząc się po tych ostatnich (również, swoją drogą, iście ślimaczego kształtu), dotarłaś do kuchni.

Było to przestronne, choć zawalone pomieszczenie. Na prost Ciebie znajdowało się niewielkie palenisko, po prawej i po lewej znajdowały się stoły, dalej, przy ścianach, kredensy z zastawą oraz kuchennymi ingrediencjami, a z sufitu zwisały girlandy czosnku, wiechcie rozmaitych ziół i pachnące pęki grzybów. Aż Ci w brzuchu zaburczało...

Poza tym - nikogo.

Vespera - 2012-06-30 17:33:56

Niestety nie wpadłam tu po strawę dla ciała, jeno dla mej kiesy, przeto choć z wielkim ubolewaniem, bez zwłoki udałam się ku prawym drzwiom. Wszak czułam na sobie piętno upływającego nieubłaganie czasu, którego szkoda było trwonić na przeszukiwanie jakichś lichych kredensów z zastawą. Przywarłam do drzwi, bacznie nasłuchując za nimi najmniejszego hałasu, po czym nieznacznie je uchyliłam dla lepszego rozeznania sytuacji. Jakaż szkoda, że nikt nie wymyślił jeszcze boga złodziei. Pomodliłabym się do niego o pusty korytarz i cenne łupy.

Mortal One - 2012-06-30 21:23:10

Boga z pewnością wymyślili, choć jego kult musiał zostać z dawna zapomniany. Niewykluczone, że za sprawą Inkwizycji. Korytarz wydawał się jednak pusty. Jedyne odgłosy, jakie słyszałaś, dochodziły zza lewej ścianki (którą nazwać tak można przez jej wątpliwą długość). Wszak to narada jeszcze trwała... No, wszystko jak na razie szło jak po maśle... może nie licząc incydentu z psami. Teraz wystarczyło jeszcze tylko wstrzymać oddech, przejść przez korytarzyk, skręcić parę razy i mieć to już wreszcie za sobą... a może przed sobą?

Vespera - 2012-06-30 23:48:28

Z duszą na ramieniu, sercem w gardle i sztyletem w dłoni pomału ruszyłam przed siebie, cichcem przemykając przy ścianie, jakby przyleganie do niej cokolwiek zmieniało w mojej i tak zgubnej sytuacji. Nakazałam swym myślom zamknąć się, zaś kierownictwo powierzyłam powołanemu na ten czas archontowi – instynktowi chronienia własnej rzyci, któremu chwalebnie przewodniczyły wyostrzone zmysły. Cóż za ironia, czemu to wciąż musiało być prawo? Kto jak kto, ale akurat ja najmniej pragnęłam mieć z nim do czynienia.

Mortal One - 2012-06-30 23:56:53

Tup, tup, tup, tup... bezgłośnie sunęłaś korytarzem, aż doszłaś do zakrętu... i tu czekała Cię kolejna niespodzianka. Na szczęście, nikt już nie chciał Cię zagryźć; wręcz przeciwnie: z głębi korytarza po prawej dochodziły świadectwa najczystszego uczucia. Wyglądało jednak na to, że Twoja prezencja ochłodziła nieco amory kochającej się tam pary...
- Psst... słyszałaś? Ktoś tu idzie... - wyszeptał męski głos.
- Na pewno ci się zdawało - odpowiedział głos żeński.
- Nie... naprawdę... słyszałem. - Jakby na potwierdzenie tych słów, zrobiłaś nieopacznie jeszcze jeden krok, a podłoga przed Tobą skrzypnęła niemiłosiernie.
- O, teraz! - rzucił głos męski, sapnąwszy lekko. Przez chwilę słychać było tylko dwa nierówne oddechy...
- Dobrze. Idziemy... - zawyrokował głos żeński, po czym właściciele obu głosów jęli się do Ciebie zbliżać...

Vespera - 2012-07-01 00:21:31

Gdyby nie groza sytuacji i powaga miejsca, w którym się znajduję, może nawet parsknęłabym śmiechem. Nie to, żebym sama była cnotką, no ale szanowni państwo, są bardziej malownicze miejsca na uniesienia miłosne, na przykład w lochach Inkwizycji. A ile przy tym erotycznych zabawek! Poczułam się zdegustowana faktem, iż ja grzecznie przychodzę ograbić święte miejsce, a tu takie niemoralne rzeczy się po korytarzach wyprawiają.
Niezaspokojeni kochankowie nie pozostawili mi wyboru, toteż rychło skręciłam w lewo miast w prawo i oddaliłam się nieco od rozwidlenia, by mnie nie spostrzegli. Lepiej dla nich, ażeby bezzwłocznie się stąd wynieśli, bo w przeciwnym razie już ja im dam nauczkę, jak się winno zachowywać w tak uświęconych miejscach!

Mortal One - 2012-07-01 00:36:55

Ledwo skryłaś się cieniu, a już - na Twoje (a może ich?) szczęście - dwie ciemne, na poły roznegliżowane sylwetki przemknęły w stronę kuchni, nawet Cię nie zauważając. I zapewne po to, by to tam dokończyć dzieła, w jakże malowniczej ferii kulinarnych zapachów. Bądź w piwnicach, choć tam pozostawało im życzyć tego, by nie napotkali żadnych czworonogich gości... tym bowiem smaczek po słonince jeszcze zapewne pozostał.

No, w każdym razie - wyglądało na to, że droga wolna. A czas powoli upływał...

Vespera - 2012-07-01 01:48:33

Po tym, jak dwa hoże kupidynki poszły gzić się gdzie indziej, wróciłam na dawny trakt i skręciłam w moje uprzednie prawo. Ta krotochwilna sytuacja rozluźniła nieco napięcie, jednakże dotarcie do kolejnego rozwidlenia korytarzy przywróciło do porządku ryzykowne rozprzężenie zmysłów. Zgodnie ze słowami mojego „znajomego” z Inkwizycji, znowuż miałam skręcić w to monotonne prawo. Ciekawe, kogo tym razem ujrzę bez snadź zbędnego w tym budynku odzienia.

Mortal One - 2012-07-01 11:41:32

...rozmyślałaś zaciekle, kiedy dalsza część korytarza okazała się być pusta. Oraz całkowicie cicha. Wyglądało na to, że zarówno tutaj, jak i za ścianami nie było nikogo. Aż poczułaś pewne rozczarowanie... bowiem jakże to tak: tylko na tyle cię stać, parszywy losie?

Tymczasem z prawej, od strony kuchni, znowuż usłyszałaś odgłosy miłosnej krzątaniny. W tej chwili niewiele Cię to obchodziło... ale jeśli dobrze mniemałaś, to tamtędy biec miała Twa droga powrotna. Więc jeśli do tego czasu wybrankowie serca się stamtąd nie wyniosą...

Vespera - 2012-07-01 14:55:17

… to chętnie wystąpię w obronie moralności i poddam ich uczucie testowi godnemu próbie żelaza. W miarę, jak zapuszczałam się w głębiny tego miejsca, stale narastał we mnie niepokój, jako że czas nieubłaganie uciekał, a ja nie dość, że nie dotarłam jeszcze do biura, to na dobitkę nadal nie zdobyłam żadnych precjozów. Czy aby na pewno ten promienny nabożniś dobrze opisał mi drogę? Wszak chyba powinnam być już w prawym skrzydle… Oby tylko ten czasowy spokój nie był ciszą przed burzą.

Mortal One - 2012-07-01 20:18:46

Przeszłaś jeszcze parę kroków... kolejny skręt w prawo... nikogo, można iść... aż wreszcie: zobaczyłaś upragnione drzwi. Czy raczej drzwiczki, miarkując po ich jakże niewielkich gabarytach. Zupełnie jakby były wejściem do mysiej dziury bądź kryjówki karłów. A może to służba wchodziła do biura na kolanach? Poprzednia sytuacja dowiodła Ci, iże nie takie rzeczy działy się w tym budynku. A także liczne słuchy, jakie krążyły po Tiarrim o inkwizytorach i ich dość... niecodziennych konwenansach. Chociaż zważywszy na to, ile czasu spędzają w lochach, które niejedną świętą duszyczkę potrafią zwieść na złą drogę, zwłaszcza gdy ową duszyczkę za bardzo poniesie żar wiary, wciągając w serwowanie tamtejszych "przyjemności"... uch. Zaprawdę, nie chciałabyś tam trafić.

Vespera - 2012-07-01 22:15:20

Zaprawdę, ale to zaprawdę nie chciałabym tam trafić. Niemniej jednak skonfundowały mnie nieco te pocieszne drzwi, bo od kiedy to w Inkwizycji pracowały… gnomy? Łypnęłam zadziwionym okiem na to nowe cudo, w myślach rekonstruując przebytą marszrutę. Nie dostrzegłam w niej uchybień, więc może to nie ja się tu omyliłam? Pełna złych przeczuć i pozbawiona innych możliwości, kucnęłam przy drzwiczkach do (oby nie piekielnego) pieca, by wreszcie niespiesznie chwycić je za klamkę.

Mortal One - 2012-07-01 23:08:47

Chwyciłaś tę małą, mosiężną gałkę i - o dziwo - nic wielkiego się nie stało. W środku w każdym razie cisza. I znowu: oby nie cisza przed burzą...

Vespera - 2012-07-02 00:54:01

Dzięki ci, łaskawy losie! Cichcem wgramoliłam się do środka, bowiem w przypadku takowych drzwi o wejściu w wielkim stylu mówić niepodobna. Taka cisza, jak gdyby żywego ducha nie było wokoło i aż otucha wstąpiła w moje niecne serce. Niechby tak wszyscy w tym przybytku folgowali swemu uczuciu jak parka z kuchni, a o ile życie dla włamywaczy byłoby prostsze.

Mortal One - 2012-07-02 14:41:11

I to był błąd. Nawet jeśli niezamierzony.

Bowiem w chwili, gdy wczołgałaś się przez ciasny otwór, nagle doznałaś olśnienia. Zrozumiałaś, po cóż był on tych rozmiarów. Tak więc służba musiała podawać tędy wszystko, nie wchodząc do środka i nie zakłócając spokoju wielebnego mistrza inkwizytora. A wszyscy inni - podsłuchiwacze, krętacze... złodzieje? mogli zostać w ten sposób łatwo wykryci; a to dlatego, że gdy otworzyłaś drzwiczki, rozległ się świdrujący dźwięk dzwonka. I kiedy się na tym poznałaś, było już za późno. Dwie pary silnych rąk chwyciły Cię pod pachy i wciągnęły przez otwór, stawiając następnie brutalnie na ziemi.
- No, no, kogóż my to mamy... zgubiłaś się, kruszynko? - warknął właściciel trzeciej pary, która właśnie wiązała Ci nadgarstki. A dwóch jego kompanów zawtórowało tępym śmiechem, zionąc Ci w twarz oparami strawionego piwa.

Niestety, nie wszyscy byli zajęci amorami w tym budynku...

Vespera - 2012-07-02 17:33:47

- Skądże znowu, właśnie wylewałam ścieki do kanalizacji, gdy okazało się, że ktoś je urządził, a nawet w nich mieszka – fuknęłam wściekle w odpowiedzi z imponującym jak na okoliczności wisielczym humorem. – A teraz odwiążcie mnie, sukinsyny, bo jak wasz szef o wszystkim się dowie, to zaniedługo ozdobicie lochy jako ich nowe płaskorzeźby. Nastąpiła kurewsko niezręczna pomyłka, jak suponuję.

Postawa zaiste jak na złodzieja heroiczna. Tego, że podszyta bezdenną grozą oraz tysiącem wizji rozrywanych członków przetykanych urywkami z mego krótkiego żywota wiedzieć już nie musieli. Tego, że jęzor mielił po to jeno, by zwrócić ich uwagę takoż nie. Choć ze skrępowanymi rękami, chciałam w czasie tej gadaniny wytrząsnąć z rękawa sztylet, przeciąć więzy i rejterować. W bardziej optymistycznej wizji poczęstować któregoś z nich ostrzem nasączonym lulkiem i posłać jego świadomość do krainy nieprzytomnych. To ma być tych „dwóch” strażników, których mam miłosiernie ogłuszać, nie zabijać? Bodajbyś sczezł, Thomasie Braunie!

Mortal One - 2012-07-06 21:30:21

Chciałaś, acz na chceniu się skończyło. Bo kiedy tylko trzeci dostrzegł Twoje nerwowe ruchy, zaraz capnął Cię za nadgarstki i unieruchomił.

- No, no, tylko bez nerwów. Musiała pomylić wtedy ścieki z własnym domem i się nawdychała, nie, chłopaki? – spojrzał na kompanów załzawionymi paciorkami, iście pasującymi do wizerunku szczura. Atoli tamtym nie w smak było wtórować mu w zwadzie.

- Zamknij się! – wrzasnął na niego ten po prawej, na chwilę Cię ogłuszając. – Dobra, widzę, że kolega nie wie, jak z tobą postępować, ślicznotko. Więc do rzeczy. Szef zapomniał o sentymentach i ma głęboko w poważaniu to, iż kiedyś kradliście wespół cebulę na targu. A ty masz prosty wybór: wynosisz się z Tiarrim albo… ktoś tu zaraz podniesie alarm. Zaiste, łacniej zaufają strażnikowi niźli grasantowi, co go na gorącym uczynku przyłapał. I radzę się spieszyć z decyzją, bo ten, którego chciałaś okraść, już tu idzie. A wiesz, co robi Inkwizycja z tymi, którzy z nią zadarli? Na pewno będziesz zdobić tu nie tylko ściany…

Święta prawda, chciałoby się rzec, gdyby nie to, iże „psy papieskie” mało miały wspólnego ze świętością…

Vespera - 2012-07-07 01:57:04

Podobno milczenie jest złotem. Szkoda tylko, że nie w mojej kiesy.
- Nie mówiłam o tym szefie, ty idioto –  odpowiedziałam wreszcie po chwili, uśmiechając się szelmowsko i patrząc na nich z nieukrywanym rozbawieniem.
Bynajmniej nie było mi wesoło z powodu wpakowania się w tę kabałę, ale nagły przypływ nadziei wstąpił we mnie, gdy okazało się, że mam do czynienia z entuzjastami kanałów. Przytyk z kanalizacją przypadkowo okazał się prawdziwy, ba, wyszłam nawet na poinformowaną, choć nigdy nie pomyślałabym, że w swym cuchnącym poszukiwaniu resztek Szczury udadzą się do samej Inkwizycji. 
- Miałam na myśli tego, który ma tu nadejść – podjęłam po krótkim czasie z uprzejmą zjadliwością. – Najwyraźniej narada nieco się przedłużyła, ale nie szkodzi, wszak w lochach będziemy mieli mnóstwo czasu na edukację duchową. Nie wątpię, że mistrz z zainteresowaniem posłucha ode mnie o pewnych roznosicielach pcheł, którzy szpiegują w jego siedzibie jako strażnicy. Dodamy do tego szczurzy przemyt dla kacerzy i parę innych drobiazgów, które podszepnie mi moja, a potem ani chybi wasza imaginacja podczas łamania gnatów kołem, i jak myślicie, komu będzie bardziej wesoło? To działa w dwie strony, kretyni, więc radzę ruszyć tego orzeszka, który u was zastępuje mózg i zastanowić się, czy negocjujemy warunki korzystne dla obu stron – uświadomiłam ich błyskawicznie, modląc się w duchu, by ta przeklęta narada nadal trwała, bo jeśli czas to pieniądz, to właśnie popadałam w długi.

Mortal One - 2012-08-04 15:52:40

I wtedy, jak na złość, trzymający Cię z prawej pogrzebał w kieszeni i wyciągnął z niej pomiętą kartkę.
- Twój portret - warknął. - Więc możemy mówić o dwóch różnych szefach, ale co do twej osoby się nie pomylimy.

Wtem w korytarzu rozległy się głosy...

- Słyszysz? - dodał zaraz. - To idzie szanowny mistrz inkwizytor. Dlatego radzę szybko się dostosować. Naprawdę nie wiem, co tu robisz. Karczmarz, który cię podsłuchał, jak rozmawiałaś z jakimś Czarnym Edem, plótł głupoty niestworzone. Ale jeżeli ci na czymś zależy i naprawdę nie chcesz trafić piętro niżej, to bierz szybko, co chcesz, i znikaj z Tiarrim. Na zawsze.

Vespera - 2012-08-05 18:30:08

Tyrada słów tego łajdaka podziałała na mnie mniej więcej tak, jak ceber zimnej wody na opijusa w środku błogiej nocy. Poczułam, jak cała krew odpływa z mojego lica, kiedy z godnymi kata precyzją i okrucieństwem dotarło do mnie, że wobec tego, co dowiedzieli się ci dranie, jestem już żywym trupem.
- Niech wam będzie – złamałam się błyskawicznie, mimo wszystko woląc być trupem żywym aniżeli martwym. - Wynoszę się z tego przeklętego miasta, w którym gryzonie zaczęły roznosić zarazę, dajcie mi jeno chwilę na zerknięcie w biurko mistrza i niechże go któryś, do licha ciężkiego, czymś zajmie! – plotłam naprędce, ze zgrozą wsłuchując się w dźwięki nadchodzącego armagedonu.

Mortal One - 2012-08-05 19:01:31

Na szczęście, nikt przez dłuższą chwilę nie musiał nikogo zajmować, jako że Twój armagedon zatrzymał się przed drzwiami i tam najwyraźniej kontynuował swą dysputę.

Teraz musiałaś tylko dopaść biurka, przeszukać dolne szuflady i wydobyć stamtąd dokument, który miałaś podmienić, a który - na logikę - powinien był zgadzać się mniej więcej z tym, który miał zostać jego surogatem.

Tylko? Nie, to było chyba niewłaściwe słowo...

Vespera - 2012-08-05 19:22:40

Z dziką werwą, jak gdyby żelazem mnie kto przypalał, rzuciłam się na drewniany mebel i przykucnąwszy przy nim, chwyciłam za dolne szuflady, gotowa w nerwach wywrócić całą ich zawartość. Słyszałam tętno własnych skroni bijące jak dwa kowalskie młoty i myśli, które nieustannie prolongowały wykonanie mojego wyroku. Oby tylko teologiczna polemika okazała się wystarczająco zawiła!

Mortal One - 2012-08-05 20:31:22

Polemika bynajmniej nie była teologiczna, chyba że do dziedziny teologii zaczęła należeć najzwyczajniejsza w świecie kokieteria, kwitowana co chwilę uroczym, perlistym, damskim chichotem. No, no, widać znowu przyszło Ci być świadkiem cudzych amorów... Oto zaś jest przykład, jak to miłość ratuje ludziom życie - kiedy na zewnątrz nieznany Ci (i oby takim pozostał!) mistrz inkwizytor bałamucił jakąś dziewkę, Ty dopadłaś biurka i w dzikim pośpiechu jęłaś plądrować jego drewniane, woniejące stęchlizną czeluście. Przed oczami migały Ci sterty papierów, czasem zapisanych, czasem całkiem pustych, aż wreszcie, na samym dnie najniższej szuflady, dopadłaś niewielką szkatułkę z wyrytym napisem: "Sprawy otwarte".

Kiedy okazało się, iże szkatułka nie potrzebowała klucza, sama nie wiedziałaś: śmiać się czy płakać. Chyba lepiej będzie jednak wybrać trzecią opcję: bezcenną ciszę...

Vespera - 2012-08-05 22:16:36

Osobiście złoję skórę wszystkim kuglarskim drapichrustom, którym zechce się w przyszłości układać ballady o zgubnym wpływie miłości. Widać świętokradztwo jest tu na porządku dziennym, a z taką szczerą i żądną nawrócenia peregrynacją tu wyruszyłam! Otworzyłam szkatułę, po czym panicznie zaczęłam przewalać jej zawartość. Odnalazłszy wreszcie właściwą kopertę, rychło wydobyłam z kamizelki tę jedyną słuszną i podmieniłam oryginał na falsyfikat. Z odrazą wzięłam pierwowzór, tak, jakby już teraz parzył kacerskim ogniem stosu, z zamiarem wrzucenia go do pierwszego napotkanego paleniska. Potem „tylko” powrzucać wszystko byle jak do szuflady, by się jeno domknęła, i w nogi!

Mortal One - 2012-08-05 22:35:02

I w nogi! Z tą myślą rzuciłaś się w stronę drzwiczek dla służby (żaden ze strażników już Ci nie przeszkadzał; obaj ustawili się po obu stronach drzwi i pełnili przy nich żelazną wartę, wbijając spojrzenia w sufit) i wymknęłaś się nimi w chwili, gdy do pomieszczenia wszedł mistrz inkwizytor wraz ze swoją "świtą".

- Czego tu stoicie?! Już mi stąd! Nie wiecie, iże damy nie lubią szczurów? - warknął, ostatnią kwestię wymawiając jednak z filuternym rozbawieniem.

Oj, i to jeszcze jak nie lubią!

Nie czas jednak się napawać ironią losu, bo jak to mówią: komu w drogę, temu czas.

Vespera - 2012-08-05 23:09:38

A ja bynajmniej nie zamierzałam przeszkadzać bożemu błogosławieństwu, które niewątpliwie zaniedługo spadnie na tę biedną gamratkę, toteż choć wpierw pognałam przed siebie jak na złamanie karku, rychło się zmitygowałam i wróciłam do ostrożnego złodziejskiego stąpania pośród na nieszczęście znanych mi już korytarzy, zastanawiając się, któż tym razem będzie hołdował miłości na mojej drodze.

Mortal One - 2012-08-06 00:22:00

Takoż ruszyłaś w drogę powrotną, aczkolwiek już bez żadnych niepożądanych (choć samych w sobie pożądliwych) przeszkód. Przeszłaś przez wąski korytarzyk, przeszłaś przez wielką kuchnię, znalazłaś się w piwnicy... i tu wrócił problem psów, które niechybnie czaiły się gdzieś tam za drzwiami.

Może by zawrócić i znów zaopatrzyć się w ociekającą tłuszczem broń psychologiczną?...

Vespera - 2012-08-06 01:18:28

Szlag, pomyślałam ponuro, dopiero teraz przypominając sobie o tych zapchlonych bydlakach. Bynajmniej nie miałam ochoty stać się ich kolejną przekąską, tak więc złajałam siebie za owe godne lichego doliniarza niedopatrzenie i choć ochoty nie miałam najmniejszej, migiem zawróciłam po kawałek śmiertelnej broni, którą uraczę podłe bestyje.

Mortal One - 2012-08-06 12:57:21

Kiedy trafiłaś znów do obszernej kuchni, zaraz dostrzegłaś - a raczej: poczułaś - sczerniałą beczkę, która stała w rogu. Jak nic, to tam trafiają kuchenne odpadki... a nuż znajdziesz wśród nich interesujący kawał mięcha. Fakt, brudna robota... acz czy kiedykolwiek myślałaś inaczej o złodziejskim fachu?...

Tymczasem... za drzwiami kuchni rozległy kroki. Za blisko, byś zdążyła uciec, atoli dość daleko, byś mogła się ukryć. Nie ma więc na co czekać... periculum in mora, jak mawiają profesory. Chyba że na przytulny loch z darmowymi zabiegami pielęgnacyjnymi - coś dla duszy, coś dla ciała!

Vespera - 2012-08-06 13:37:23

Jakżebym mogła grzeszyć i hołubić własną próżność w tak sakralnym miejscu? Wszak to świętokradztwo, toteż jak na bogobojną wyznawczynię Hairisa przystało, cnotliwie podziękowałam swej opieszałości za możliwość skorzystania z tutejszych zabiegów ku poprawie urępności i skryłam się w pobliskim mroku, gotowa przecierpieć kolejne miłosne harce w tym rozpustnym przybytku godnym najlepszego zamtuzu w Tiarrimie.

Mortal One - 2012-08-06 14:05:28

Na szczęście, nie musiałaś już niczego przecierpieć - dwóch mężczyzn, którzy weszli do kuchni, bynajmniej nie przyszło tu w celach miłosnych...

Dobrze ukryta w mroku, mogłaś śmiało przysłuchiwać się ich rozmowie:

- Tutaj nikt nas nie podsłucha - mówił niższy, grubszy, w czarnej szacie. Inkwizytor. Ażby się zdziwił!

- Wierzę, wierzę... więc do rzeczy - odparł wyższy, w podziurawionej przeszywanicy, wojak. I błysnął złowrogo białkami oczu, w których kryło się coś nieludzkiego: - Kiedy ma się to zdarzyć?

- Jak najprędzej, najlepiej jeszcze tej nocy. Tak, już czas... jutro dzień targowy, będzie można dotrzeć do szerszych mas.

- Ach, ja sam bym nie pomyślał! W tej ludzkiej powłoce nie sposób sklecić zdania, co dopiero dochodzić do podobnych sylogizmów! - wychrypiał wojak.

Ludzkiej powłoce? Czyżby Inkwizycja, Opoka Wiary, Postrach Piekieł, Kres Pandemonium, czyżby to właśnie ci synowie wiary, gotowi oddać za nią życie swoje i bliskich, sprzymierzali się z... demonami? To być nie może! Ale posłuchajmy dalej, co dwóch tajemniczych mężczyzn miało do powiedzenia...

- Masz już listę tych Odszczepieńców? - spytał domniemany czort.

- Niechybnie! Właśnie dzisiaj zakończyliśmy sprawę! Lista spoczywa bezpiecznie w biurku jednego z szanownych mistrzów - kiedy ją odpieczętujemy, żaden nie opuści Tiarrim żywy. Mam jednak pewną wątpliwość... kiedy zacznie się ta burza... czy trafieni przez piorun ożywieńcy nie zwrócą się przeciwko nam, inkwizytorom?

- Skądże by znowu! Wszystko zostało tak zaplanowane, byście mieli nad nimi pełną kontrolę! Od razu was rozpoznają. Możecie śmiało wmanewrować wszystkich wam niemiłych...

- A... a nagroda? Twój pan dotąd o niej nie wspominał.

- Zrzućmy to na karb naszej przyjaźni - jest ona bardzo miła naszemu panu. Dość, iż JEGO ludzi spotka śmierć...

- Skoro tak - nie dam się prosić. Chodźmy oznajmić wszystko mistrzowi - zakończył rozmowę inkwizytor.

I po tych słowach wyszli obaj.

Vespera - 2012-08-06 15:20:39

Nie to, żeby coś na kształt paskudnego grymasu pojawiło się na mej facjacie, gdy ów mistrz wspomniał o liście bezpiecznie spoczywającej w biurku…

Jednakże mróz jakowyś przeszedł mi po ciele, kiedy przyszło mi świadkować owym iście diabelskim konszachtom. I w cóż się ty się najlepszego, głupia Vespero, wpakowała. O, z jaką wielką radością opuszczę co prędzej to podłe miasto, w którym nie lada granda się dziś rychtuje!
Upewniwszy się, że konspiratorzy opuścili pomieszczenie, wychynęłam z mroku i chwyciłam z beczki zwierzchni odpad, którego fetor wystarczająco winien zachęcić przyjazne psiaczki. A potem rzuciłam się obłąkańczo piwnicznym korytarzem przed siebie, byle jak najprędzej opuścić to złowieszcze miejsce. Kiedym dotarła już do znajomych drzwi, odryglowałam je i niespiesznie wyjrzałam na owiane chłodem podwórze, szukając wzrokiem moich wyszczekanych przyjaciół.

Mortal One - 2012-08-06 15:40:13

Będąc już przy drzwiach z nadgryzionym kawałem tuszy, który zdawałoby się, zachęciłby jeno trupa, by się w grobie przewrócił od tego fetoru, uchyliłaś je lekko (zaś te, o dziwo, nie wydały przy tym żadnych niepożądanych dźwięków!) i wyjrzałaś na zewnątrz, dostrzegając dwie sabaki dopiero po chwili, zdaje się - śpiące. Acz lepiej było założyć, iże jeno czuwały pod gęstymi komyszami...

Vespera - 2012-08-06 16:07:05

Naści, bydlaki, świeża padlinka! Rzuciwszy cuchnący płat w ich stronę, poleciałam migiem w stronę furty, by uznały mnie za mniej smakowity kąsek aniżeli nadpsuta tusza. Jak dobrze było odetchnąć świeżym powietrzem po zgniłym moralnie wnętrzu Inkwizycji.

Mortal One - 2012-08-06 16:35:02

Tusza posłusznie poleciała w ich stronę; psy wpierw poderwały łby, a później - za nimi - swoje cielska i wciąż Cię nie dostrzegając a na błędach się nie ucząc, rzuciły się w stronę nader obiecującego kąska. Ty zaś, choć z pewnością o wiele bardziej pożywna, przemknęłaś niezauważenie aż do samej furty i dopiero wtedy, gdy byłaś przy niej, przykułaś uwagę dwóch niewybrednych smakoszy. Nim ci jednak zdążyli się zreflektować, Ty już byłaś po drugiej stronie!

Kudłaci przyjaciele pożegnali Cię zrezygnowanym wyciem i - ośmieszeni ponad wszelką miarę - zajęli się grzecznie swym mięskiem.

Tak oto uciekłaś z placówki Inkwizycji, wypełniwszy swą misję wzorowo, chciałoby się rzec: niemalże bez żadnych trudności. Pozostawało mieć nadzieję, że ucieczka z miasta przebiegnie równie brawurowo...

Vespera - 2012-08-06 17:56:42

Choć wyszłam z przedsionku piekła w jednym kawałku, nie zamierzałam chwalić słońca przed zachodem (czy może raczej wschodem). Znów dopadłam swarliwej gęstwiny i pokonawszy po raz kolejny tego czupurnego przeciwnika, odnalazłam w zielsku płaszcz i przywdziałam na siebie. Uważnie wychynęłam z zielonych szpikulców i odczekawszy, nim przejdzie patrol straży świątynnej, dałam nura przed siebie w zbawienne mroki ulicy. Na tym zakończyłam swą przygodę z Inkwizycją, tuszę jeno, że na zawsze. Tążyć nie będę!

GotLink.plbusy Koln klej do luster materace janpol