Lombard "Cyrograf" mieści się na parterze opustoszałej, niskoczynszowej kamienicy, jakich pełno przy ulicach śródmieścia, odkąd tylko wewnętrzne konflikty zaczęły trawić już i tak pogmatwaną politykę Allandornu. Niegdyś bowiem należały one budynki do zacnych rodów, nie na tyle zamożnych, by móc sprawić sobie przyjemny dworek, ale mających wystarczająco złota na zakup dużego domu. Dlatego też większość z nich nadal nosi na sobie rodowe insygnia, mimo że ludzie, którzy kiedyś z dumą prezentowali je na swych piersiach, dawno już polegli, wezwani przez króla na front. Tak ginęli ojcowie tych linii, tak ginęli ich synowie i synowie ich synów - a bez przywództwa całe familie były odtąd skazane na nieuchronną zagładę. Król pamięta może o swoich dzieciach, jednak skleroza go nachodzi, gdy mówi się o dzieciach tych dzieci, a także całej trzodzie, którą te już namnażają. Teraz ich herby murszeją nad bramami, niektóre przysłonięte lśniącymi nowością szyldami, a niektóre wybrakowane - jednak ze wszystkich gawiedź skrupulatnie wydziobała już resztki kruszcu... Ale dość już historii. Choć szyld "Cyrografu" również przysłania jakiś tam herb, to jednak sam interes kwitnie tu w najlepsze. Jest to idealne miejsce, by dostać szybką pożyczkę, bez tych wszystkich bankowych procedur czy drakońskiego procentu, który niejednego interesanta samym już widokiem przyprawia o palpitacje serca. Wystarczy tylko dać coś w zastaw - i tu właśnie zaczynają się schodki. Jeśli bowiem nie spłacimy swej należności w określonym czasie, lombard będzie mógł wystawić na sprzedaż to, co do niego oddaliśmy, i zapewne przekazać w świat z dużym zyskiem. Dlatego też lepiej liczyć każdą godzinę, gdyż niejedna zrozpaczona dama pozbyła się w ten sposób swego ukochanego pierścionka, a niejeden pan zostawił tu szpadę, którą darzył wielkim sentymentem. "Cyrograf" jest też więc miejscem, gdzie dobrze jest się wybrać na zakupy, bo choć tutejsze przedmioty można kupić za bezcen, to nieraz wśród chłamu zdarzają się prawdziwie rzadkie rarytasy...